24.09.2016

IV STRATA

Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy. Nigdy nie zapomnę tej ciszy między nami.
— Shikamaru, proszę — zaczynam, szlochając, ale on nie patrzy na mnie. Zasłania trzęsącymi się dłońmi zmęczoną twarz i zastyga w tej pozycji na bardzo długo.
 Drżę. Mam wrażenie, że czas się zatrzymał. Chcę obwiniać za wszystko ciebie, ale przecież nie zrobiłeś nic złego. Próbuję znaleźć pocieszenie w tym, że i ty zabiłeś, i nawet na samą myśl uśmiecham się lekko. Przyłapując się na tak psychicznych, chorych myślach mam ochotę uderzyć się w twarz.
— Co z personelem? Gdzie był personel, co?
  W y r z u t y.
Mówię, że prawdopodobnie wszystko dokładnie zaplanowali, musieli nas śledzić od kilku dni, znali cały nasz grafik. W jakiś sposób wykurzyli personel, gości, nie wiem. Dlaczego zadaje mi takie pytania, skoro to ja jestem ofiarą? Oni są już martwi!
— Shika, przecież musieliśmy się bronić!
— Czy ty, do cholery, zdajesz sobie sprawę, co zrobiliście?! Przecież to morderstwo!
Uciszam go gestem ręki, ale jego złość nie daje mi przewagi.
— Sasuke jest już skończony jako policjant, wsadzą go do więzienia! Nieważne, czy się broniliście! Policjant powinien zachować trzeźwy umysł! — krzyczy, nie patrząc na mnie. Zapomina się, nie pamięta, gdzie właśnie się znajduje. Cały jego świat legł w gruzach, gdy tylko powiedziałam mu prawdę. Obiecałam, że tego nie zrobię, ale Sasuke, on zasłużył, by wiedzieć!
Zawsze to ciebie nazywałam egoistą, a tak naprawdę nigdy nim nie byłeś. To ja okazałam się być największą egoistką na świecie, bo nie byłam w stanie żyć dłużej w kłamstwie. Może też mówiąc mu prawdę, chciałam cię ochronić, a tymczasem, tak jak sam mnie ostrzegłeś, sprawę tę spieprzyłam i żadne z nas nie jest bezpieczne.
Ze względu na mój stan zdrowia mogą przesłuchiwać mnie w szpitalu. Wsadzą do więzienia dopiero, jak dojdę do siebie, ale przecież jestem w ciąży i to zagrożonej! To musi stawiać mnie w lepszym świetle… cholera, znowu myślę tylko o sobie. Ciebie przecież znajdą i siłą doprowadzą przed sąd! Skażą za brutalne morderstwo i nasze maleństwo nie będzie miało łatwego startu…
Te myśli sprawiają ból. Nagle zdaję sobie sprawę, co zrobiłam.
 Shikamaru wciąż coś tam krzyczy, ale jego głos staje się taki przytłumiony, taki odległy. Gorąco i zimno oblewa moje ciało, pot spływa mi po czole, duszę się. Rozmazane obrazy przewijają się przed oczami, chyba zaraz stracę przytomność, dziwna ciemność okala mnie zewsząd.
— Idę po komendanta.
Słysząc, co właśnie powiedział, zrywam się na równe nogi, przewracając maszynę, do której byłam podłączona jeszcze kilka sekund temu. Shika z przerażeniem w oczach stoi jak wmurowany w ziemię, próbując pewnie zrozumieć, co się właśnie stało.
Zrywam kable, które oszpecają moje dłonie.
— Nigdzie nie pójdziesz — warczę na niego, ogarnięta jakąś wewnętrzną furią. Ciężko oddycham, ledwo stoję na nogach.
— Dobrze się czujesz?
— Nigdzie nie pójdziesz! — ponawiam krzykiem. — Nikomu nic nie powiesz, nic nie wiesz! Sasuke zniknął i nikt go nie znajdzie, rozumiesz?!
Drżę. Nieopisane spazmy okalają moje ciało. Zaraz zemdleję.
Kuca przy mnie, gdy upadam i zaczynam krzyczeć. Okropny ból rwie mój brzuch, chyba umrę za chwilę. Nieopisany ból, trudny, cholernie ciężki i taki trwały…
Shikamaru każe mi oddychać spokojnie, sam zaś rusza na misję poszukiwawczą lekarza lub pielęgniarki, krzycząc o pomoc co jakiś czas. Ledwo radzę sobie sama, wentylowanie się na wdech i wydech nie działa. Nie wytrzymam.
Młody lekarz kuca przy mnie, ale po chwili z pomocą Shimamaru próbują położyć mnie na łóżku. Jednak gdy mnie podnoszą, zamierają, a mój ból powoli zanika.
Patrzę na ich twarze, pełne współczucia. I nagle rozumiem.
Spoglądam w dół, podłoga tonie we krwi, a wraz z nią moje stopy. Łapię się za brzuch, masuję go lekko i zaczynam płakać.
Nie, nie płakać.
 Krzyczę.
Tracę zmysły, trzeźwe myślenie już do mnie nie należy. Straciłam coś tak cennego i kochanego... ciebie tutaj nie ma, po co mam dalej egzystować z myślą, że na rękach mam krew tych mężczyzn, a teraz już krew naszego dziecka?
Zauważam przepasaną kaburę przy biodrze Shikamaru. Jakiś głośny śmiech wypełnia moją głowę. Niespodziewanie rzucam się w ramiona twojego przyjaciela i korzystając z jego nieuwagi wyrywam pistolet, odpycham go od siebie i niemal przewracając się o własne nogi człapię w stronę okna. Przystawiam pistolet do skroni, krzycząc, płacząc i nie zwracając uwagi na zamieszanie, jakie właśnie wywołuję.
Shikamaru wpatruje się w mnie, porusza ustami, ale nie słyszę, co do mnie mówi. Lekarz wycofuje się, by wezwać pomoc, ale już kilkoro gapiów zagląda do sali. Ktoś wykonuje telefon, do pokoju wpada komendant, słysząc ten rumor. Najpierw wydziera się na Shikamaru, a potem spogląda na kałużę krwi przy łóżku, na mnie, na brzuch i wtedy, właśnie wtedy, patrzy mi prosto w oczy, wymawiając cicho moje imię.
Sasuke, to jakiś koszmar.
Chyba jestem psychiczna.
Chyba jestem chora.
Chyba chcę się zabić.
Chyba właśnie to chcę zrobić.
 I patrzę w jego oczy jeszcze długo, dzierżąc w dłoni ten zimny pistolet przystawiony do skroni.
 I jeszcze długo słyszę ten demoniczny chichot nad moją głową.
 I widzę krew cieknącą po moich udach, tonę w niej  — zapominam.
A gdzie jesteś ty, gdy moja osobista tragedia, mój własny dramat odgrywam solo na scenie?
Gdzie jesteś ty, który chciałeś mojego, NASZEGO dobra?!
Chyba pociągam za spust.
            Chyba to już koniec.
Ostatni raz słyszę twój głos w mojej głowie.
O b i e c a ł e ś.


Zdaję sobie sprawę, że jest to cholernie krótkie, ale takie właśnie miało być. No i oczywiście, jak zawsze, posypały mi się akapity. ZAWSZE TO SAMO :D

10 komentarzy:

  1. Urwane w najwłaściwszym momencie. Dobrze, że to nie książka i nie mogę przekartkować dalej. Odpowiednia dawka dramatu na jeden dzień. Lubię i podziwiam takie pisanie.
    Pozdrawiam, Kas
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mimo iż to takie krótkie, to się podobało :) ♥

      Usuń
  2. Oh bój boże najsłodszy... Coś ty zrobiła!
    Ja na prawdę miałam nadzieję, że jakoś się to ułoży wszystko. że ich uniewinnią, że będą się spotykać potajemnie... Kuuuurcze! A ty ją zabiłaś!
    O-kro-pno-ści!

    Natomiast, mimo osobistej tragedii, nie mogę nie docenić kunsztu pisarskiego :) Ciekawy styl, niebanalany.
    I duża poprawa, w porównaniu z poprzednim blogiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam! Idee Fixe to takie właśnie miało być, zagmatwane, smutne i... śmiertelne :D

      Dziękuję za pozytywną opinię, dostałam skrzydeł <3

      Usuń
  3. Przepiękne opowiadanie, adekwatne charaktery do oryginalnych postaci , ich zachowania i myślenie są logiczne z tym co pokazuje manta, więc ogromny plus. Cudowny styl , że aż lekko i miło się czyta, dlatego pisz proszę dalej bo Ci to wychodzi jak mało komu ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ się wzruszyłam <3 BARDZO DZIĘKUJĘ! Jejujeju, miód na me serce ^-^

      Usuń
  4. Nie ważne, że powinnam się uczyć... co tam, blogi poczytam ;p

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy będzie nowy rozdział 😄

    OdpowiedzUsuń