Kochałem cię.
Tak bardzo, że pękało mi serce.
Chciałbym móc zapomnieć o wszystkich
przykrościach, które cię spotkały. Kochanie ciebie było trudne, ale słodko-kwaśne jak wino. Sposób, w jaki na mnie patrzyłaś zawsze zapierał mi dech w
piersiach.
Gdy poznaliśmy się na imprezie
urodzinowej mojego przyszłego szefa wiedziałem, że będziesz moja. Czytałem to
w twoich oczach, sama tego chciałaś. Nasza znajomość zaczęła się od jednego
drinka, a skończyła w moim mieszkaniu w łóżku. Nie uważałem cię za łatwą i
pustą. Po prostu przyciągaliśmy się do siebie jak dwa magnesy i jakby
wszechświat pchał nas w swoje objęcia, nie było więc w tym nic krępującego,
dziwnego.
Rozmawialiśmy dużo, śmialiśmy
się. Zawsze byłaś moją gwiazdką, szczęściem, którego w życiu nigdy nie miałem.
I za wszelką cenę chciałem, abyś była bezpieczna.
Raz pobiłem faceta, który się do
ciebie przystawiał. Połamałem mu żebra i płaciłem odszkodowanie za ubytek na
jego zdrowiu. Pamiętam, że nie chciałaś ze mną rozmawiać, na kilka dni
wyniosłaś się do Temari, która jeszcze nie była żoną Shikamaru. Przebaczyłaś mi
jednak, bo byłem żałosnym zazdrośnikiem.
Nienawidziłaś mojej pracy. Bycie
policjantem było szramą w naszym związku, która każdego dnia wyglądała
paskudniej i pogłębiała się. Ja jednak kochałem to. Czułem się potrzebny
ludziom, którzy kiedyś mną gardzili lub bali się mnie. Nie byłem przestępcą,
musiałem mieć czysta kartę, nikt nie mógłby wstąpić do policji z kontem pełnym
paskudztw. Miałem jednak swoje za uszami i nigdy tego nie kryłem.
Krzyczałaś na mnie, gdy budziłem
się w nocy i wychodziłem na mróz na taras, by móc zapalić papierosa. Wiedziałaś
wtedy, że coś nie dawało spokoju memu sumieniu. Jednej nocy ponowne spotkanie z
tym łajdakiem, którego wcześniej udało mi się wsadzić za kraty, nie dawało mi
spokoju i przyprawiało o nocne koszmary. Groził mi, że zrobi ci krzywdę, by tym
samym ugodzić mnie i pozbyć się raz na zawsze jak niechcianego śmiecia.
Drżałem, gdy obejmowałaś mnie mocno od tyłu. Twój spokojny oddech był moim
ukojeniem.
A przecież mieliśmy wziąć ślub. Miałaś
urodzić nasze dziecko. Mieliśmy być
szczęśliwi.
Patrzę na twoje obrazy.
Uwielbiałaś malować, to dawało ci radość, często też przelewałaś swoje emocje
na postaci, które tworzyłaś. Byłaś dla mnie inspiracją, oazą spokoju. Cholernie
mnie podniecałaś z tym pędzlem w dłoni, umorusana kolorowymi farbami, miotająca się w mojej
starej, szarej koszulce za dużej na ciebie o kilka rozmiarów. Często nie
pozwalałem ci kończyć swych dzieł, bo zaciągałem cię do łóżka, by kochać się z
tobą tak długo, póki oboje nie byliśmy usatysfakcjonowani.
Seks z tobą, ta miłość, to było
coś, co mogłaś mi dać tylko ty. Byłaś tak cholernie wyjątkowa…
Snuję się po pustym mieszkaniu,
cichym i innym. Shikamaru doradził mi, abym sprzedał twoje obrazy, oddał ciuchy
potrzebującym, pozbył się wszystkiego, co przypomina ciebie. Nie mogę jednak,
nie jestem w stanie pozbyć się twoich rzeczy z mojego — naszego domu. To
jedyne, co mi pozostało włącznie ze zdjęciami porozrzucanymi po podłodze.
Od pogrzebu piję. Nie wiem, kiedy
ostatnio byłem trzeźwy. Nie potrafię pozbierać się po twojej stracie, nie chcę
tego robić. Tak bardzo cię kocham, dlaczego to zrobiłaś?
Dowiedziałem się tylko dzięki
Shikamaru. Zadzwonił z twojego telefonu, który miałaś przy sobie w szpitalu.
Powiedział, że wie wszystko i mam stawić się na policji jak najszybciej się da.
Obiecał, że się tobą zaopiekuje, a potem dzwoni do mnie, by powiedzieć mi, iż
moja jedyna nie żyje. Co za sukinsyn.
Z wściekłości rozwaliłem telefon
na ulicy. Całą swoją furię wyładowałem w knajpie na skorych do bójki mężczyznach. Do
hotelu wróciłem poobijany, połamany, ale wciąż wściekły. Miałem ochotę zabić,
tak jak wtedy, gdy ratowałem ciebie.
Ten pierdolony skurwysyn zrobił
to, czego pragnął. Poroniłaś przez niego, zginęłaś przez niego, a teraz ja
jestem martwy.
Pojawiłem się na komisariacie.
Nie poznali mnie, wyglądałem jak włóczęga, dodatkowo byłem mocno poturbowany,
lewe oko płonęło przez pobicie. Chciałem umrzeć ze wstydu, że nie udało mi się
ci pomóc. Sądziłem, że ucieczka to najlepsze wyjście z tej sytuacji, a tak
naprawdę to był najgorszy scenariusz z możliwych.
Gdybym tylko mógł cofnąć czas…
Przed sąd doprowadzili mnie siłą.
Zostałem skazany na kilka lat w zawiasach, ale pod ogromnym nadzorem. Wywalili mnie
z policji, straciłem odznaki, zezwolenie na broń. Poza obszar osiedla mogłem
poruszać się tylko w towarzystwie dwóch policjantów jak totalny przestępca.
Straciłem wszystko.
Straciłem ciebie.
Pukanie do drzwi. Udaję, że nie
słyszę, co jest ogromnie złym ruchem, gdyż może to być kontrola. Jedyne, czego
nie mogli mi zakazać to upić się na śmierć, jednak alkohol też nie jest wskazany
i nie powinienem tego robić.
— To ja, Shika — słyszę stłumiony
za drzwiami głos — otwórz.
Czkam.
— Sasuke, nie wygłupiaj się,
otwórz te cholerne drzwi albo je wyważę.
Groźba, ale niezbyt przekonująca.
Śmieję się pod nosem.
— Uchiha!
— Spierdalaj! — warczę i unoszę
butelkę wódki. Chwilę się waham, ale koniec końców rzucam nią z impetem w
drzwi. Szkło roztrzaskuje się na drobne kawałeczki, tonąc w alkoholu, który pluje na ścianę i podłogę. Tak, to właśnie moje życie roztrzaskane tak samo jak ta butelka. Bez swojej zawartości jest niczym.
Co za strata, krzywię się na samą
myśl i wyzywam Shikamaru od najgorszych.
— Nie bądź głupi — dalej prawi
swoje zakichane mądrości — jutro masz kontrolę, musisz się ogarnąć.
— Nic nie muszę — mruczę pod
nosem i chwiejnym krokiem wstaję z krzesła. Potykam się o puste butelki i
upadam na podłogę. Chyba obijam kolano. — Czego chcesz, co?
— Wpuść mnie, a się dowiesz.
Przeklinam pod nosem i wstaję z
zimnych paneli. Przekręcam zamki i szarpię za klamkę. Mym zamroczonym oczom
ukazuje się Shikamaru w swoim zielonym wdzianku, ale bez papierosa w ustach,
jak to miewa w zwyczaju. Zaraz obok zauważam kobietę twojego wzrostu, ale w
ciemnych, gotyckich ciuchach, w okularach na nosie, brzydkim makijażu, ciemnych
ustach, o niebieskich oczach i włosach do tyłka — kilka kosmyków to dredy, które
jako jedyne są spięte w wysoką kitkę.
Odruchowo zamykam drzwi, ale
Shika przytrzymuje je nogą i popycha w moją stronę, tym samym wrzucając mnie na
pobliską ścianę z komodą, z której spada wazon. Znowu klnę pod nosem. To była twoja ulubiona ozdoba przywieziona prosto z Chin. Warczę więc na Shikamaru.
— Nie mówiłeś, że… przyprowadziszmigościa
— mówię to szybko, ledwo oddzielając wyrazy w zdaniu i poprawnie je akcentując.
Jestem pijany.
— Jest coś, o czym musisz
wiedzieć. — Mierzy mnie wzrokiem. — I lepiej, żebyś usiadł.
Nie zwraca uwagi na syf w
mieszkaniu, czeka, aż dostosuję się do jego poleceń jak posłuszny więzień. Daję
mu tę satysfakcję. Kobieta wchodzi ciężkim krokiem i rozgląda się po
mieszkaniu. Zakrywa usta dłonią, wyrażając swój szok i coś w jej twarzy zdradza
mi, że się przejęła.
Długo rozmawiamy, siedząc przy
kuchennym stole. Kobieta, która przyszła z moim przyjacielem nie została mi
przedstawiona, Shikamru nie pozwolił mi nawet podać jej ręki. Chciał najpierw
wszystko wyjaśnić, nie dawał mi dojść do słowa. A później bombarduje mnie
jednym zdaniem:
— Sakura żyje.
Uderzam go w twarz. Shikamaru nie
porusza się, a kobieta podskakuje wstrząśnięta i chyba nie wytrzymuje. Zrywa się
z krzesła i wymierza we mnie wskazującym palcem prawej ręki z paznokciem
pomalowanym na czarno.
— Sasuke, co ty wyrabiasz?! — Ten
głos…— Jesteś taki ślepy czy głupi?!
Niestety za nim do mnie dociera,
czyj głos usłyszałem, kobieta udaje się do łazienki, chyba nieco zapłakana i
znika za drzwiami. Skąd wiedziała, gdzie w tym mieszkaniu znajduje się łazienka, do jasnej cholery?!
Ponaglam Shikamaru wzrokiem, by kontynuował
swoją jakąś dziwną historię, ale nie słucham. Zawieszam się gdzieś pomiędzy rzeczywistością
a jawą. Nie mogę złapać tchu. Biorę kieliszek wódki i wlewam w siebie zawartość
jednym haustem. Przez grube, niewidzialne szkło próbuje przebić się do mnie
rzeczywistość. Chyba wariuję. Łączę fakty i nie mogę uwierzyć.
Shikamaru wciąż mówi, ale jego słowa
docierają do mnie nazbyt długo.
Aż wreszcie rozumiem, uśmiecham
się słabo, potem znowu poważnieję i burczę coś pod nosem. Łapie mnie pijacka
czkawka.
— Upozorowaliśmy jej śmierć, aby
mogła uniknąć procesu. Niestety dziecko… tutaj nic nie mogliśmy zrobić, po
prostu je poroniła. Całą resztę jednak udało nam się zaplanować wcześniej.
— Wiedziałeś? — pytam tylko,
wreszcie łapiąc z nim kontakt wzrokowy.
Shika uśmiecha się serdecznie i
prostuje na krześle.
— To był jedyny sposób, by cię tu
sprowadzić. Musieliśmy użyć podstępu.
Wracasz z łazienki, gdy kończymy
rozmowę. Wracasz ty, a nie jakaś gotycka mara.
Patrzę zatem na ciebie, na Sakurę,
która po zdjęciu peruki, zmyciu ciemnego makijażu i wyjęciu soczewek, i całego
tego gówna, które jej wymyślono, w końcu wygląda jak moja Sakura, krucha i
wspaniała. Jedyna.
Mój anioł.
Moja Sakura.
Podnoszę się z krzesła, ledwo
stojąc na własnych nogach. Momentami świat dzieli mi się na pół i wiruje.
Płaczę, gdy podchodzisz do mnie i
ujmujesz moją twarz w swoje drobne, zimne dłonie. Mój dwutygodniowy zarost
drapie twoją delikatną skórę. Drżę, czując znajomy zapach. Delikatnie przeczesuję
palcami twoje różowe, krótkie włosy i bawię się nimi długo, wpatrując w zielone
oczy, które teraz błyszczą od łez.
— Nie udało mi się uchronić
naszego dziecka — szepczesz, ale uciszam cię, przykładając dłoń do twojego
zaróżowionego policzka.
— Proszę, nic nie mów — uśmiecham się
słabo. — Nadrobimy to, gdy tylko będziesz gotowa. Przepraszam, ale jestem
pijany… czy to sen?
Śmiejesz się cicho i przystawiasz
swój nos do mojego.
— Sasuke, tak strasznie cię
przepraszam.
— Ja ciebie też.
Uśmiechasz się, bo wiesz, że rozumiem,
co kryje się za twoim przepraszam. Kocham
cię.
— Nie rób mi tego więcej, błagam
— szlocham.
Nie mówisz nic, z trudem
powstrzymujesz łzy.
Całujesz mnie mocno, ale tak
czule jak nigdy w życiu. Smak twoich słodkich ust pieści moje zmysły i wiem, że
mógłbym teraz umrzeć.
— Obiecaj — szepczesz między
pocałunkami — że teraz będzie inaczej, lepiej.
Całuję cię jeszcze mocniej i
uśmiecham się jak na pijaka przystaje. Nie wiem, jakim cudem udaje ci się wytrzymać ten odór wódki, którą zionę, ale dziękuję ci, że mnie za to nie ganisz. Przez dwa tygodnie byłem
w żałobie po tobie, kochanie. Jeśli to wszystko to sen, to chcę, by trwał
wiecznie. Jeśli to tylko moje urojenia, to nie chcę, by kiedykolwiek zniknęły.
Mogą mnie nawet ubrać w ten biały kaftan, nie obchodzi mnie to. Jeśli wciąż
mogę cię czuć obok siebie, to chcę by to trwało już zawsze.
— Obiecuję — mówię i przytulam
cię do siebie, nie powstrzymując łez.
Obiecuję, że już nigdy nie pozwolę, by ktokolwiek cię
skrzywdził.
Obiecuję, że zabiję każdego, kto spróbuje zrobić coś tobie lub naszemu dziecku.
Obiecuję — od dzisiaj mam taką idee
fixe.
Wolę uwierzyć, że to prawda. Tylko szkoda mi Sasuke, że ma wyrok i jest więźniem i gdzie on teraz znajdzie prace?? JAK ONI BĘDĄ ŻYĆ I JAK UKRYJĄ SAKURE. Tyle pytań ale wierzę, w geniusz Shiki
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie, kocham ❤❤❤
Czułam te emocje w każdy rozdziale, ta tajemniczość i grozę. Twoje opisy są zarazem proste a trafiające w sedno.
Chciałabym kiedyś nauczyć sie tak opływać wydarzenia, aby biły z nich emocję.
Czytam Cie od roku ale teraz postanowiłam skomentować bo te opowiadanie według mnie jest najlepsze z Twoich.
Mam nadzieję, że będzie więcej idee fixe.
Pozdrawiam ;)
Mikotaaaaaaaa <3
UsuńNo to zrobiłaś mi dzień, wiesz?! <3
Cieszę się, że postanowiłaś się ujawnić, to daje niezłego kopa! DZIĘKUJĘ!
Niestety to koniec Idee Fixe, chcę, by reszta tego, co się stało, skończyło lub zaczyna pozostała już otwartą interpretacją dla Was <3 Jednakże nie ukrywam, że podobno forma może się pojawić kiedyś, kiedyś :3 Cieszę się ogromnie, że się podobało <3 I że KOCHASZ to opowiadanie ^-^
Geniusz Shiki, oj tak ❤
Jestem!
OdpowiedzUsuńByłam absolutnie nieprzygotowana na to, że Sakura "umrze". Podziwiam Cię, że kiedy piszesz o Sasuke może być za każdym razem inny i wcale nie kojarzy się z orginałem, ba nawet lepiej.
Byłam też nieprzygotowana, na "Sakura żyje". Chyba lubię dramaty.
To opowiadanie było może i krótkie, ale tak całe, że czuję jakbym przeczytała całą książkę i milion innych ich wspólnych historii.
Jakbyś potrzebowała jakiejś krytyki to nie ode mnie :)
Pozdrawiam,
Kas :)
Twoje nieprzygotowanie jest zrozumiałe, dlatego taka otwarta ścieżka, jeśli chodzi o zakończenie :)
UsuńCieszę się, że Sasuke zawsze jest inny. Nie ukrywam, od lat uwielbiam go kreować i mam milion wizji jego osobowości xD Nigdy dość!
A krytyka buduje... a tu nic! :D W sumie, to tylko się cieszyć <3 Dziękuję <3
Potrafisz mnie chwytać za serce swoimi opowiadaniami jak nikt inny.
OdpowiedzUsuńOsobiście preferuję, żeby to była prawda. Tęsknota zakochanego mężczyzny jest poruszająca, więc niech to będzie rzeczywistość. Przy niej nie zwariuje... przy niej odżyje.
Machnij jakiś dodatkowy rozdział dla tej serii :D
Jejku dziękujęęęęęę! ❤ Moje serduszko się raduje, serio!
UsuńA więc niech będzie prawda ;)
NIE!!!! :DDDD
Zostanę zaraz pogryziona, ale szczerze mówiąc rozegranie akcji mało mi się podoba. Brzmi jak jakaś włoska tania telenowela. Aczkolwiek dynamizm wyszedł temu opowiadaniu bardzo na plus.
OdpowiedzUsuńZ Sakury zrobiłaś wariatkę. Ale to nie jest wariatka, którą da się lubić, tylko ta z serii: mega irytująca. Coś jak Sakura na samym początku mangi. Może był taki twój zamiar, nie wiem. Ja rozumiem sytuacja, ale myślę, że Sakura jest raczej osobą, która stara się znaleźć wyjście z sytuacji, a próba samobójcza z jej strony była po prostu słaba.
Natomiast Sasuke... Jest taki...Statyczny. Zupełna odwrotność Sakury. Fakt, uciekł z problemami do upojenia alkoholowego, ale to nie zmienia jego takiego spokoju. Patrząc w tym rozdziale na niego, widzę ten kontrast pomiędzy nim a Sakurą. Może to rodzaj dopełniania się nawzajem.
A jeśli chodzi o ostatnią scenę... Jestem za urojeniem. W innym wypadku to jest zbyt nierealne, ale... pozwólmy dzieciom marzyć. Niech każdy dopisze sobie to, co chce.
Pozdrawiam,
Lecę czytać moje najukochańsze opowiadanie, Szept. ♥