29.05.2021

EPILOG



Sasuke umarł.

Nie było to określenie błędne. Rzeczywiście jego serce nie zabiło już ani razu później. Pozostał jednak żywy we wspomnieniach wielu ludzi. Kiedyś uważał, że był sam, a otaczało go tyle ciepła i miłości, której nigdy nie mógł zrozumieć. To ta niewiedza doprowadziła do tak dramatycznych wydarzeń, z czasem jednak to właśnie ta niewiedza zaprowadziła go prosto pod drzwi mądrości i tak oto doszliśmy do końca tej historii. 

Sakura po raz ostatni starła z policzka łzę, gdy obserwowała w ciszy jak Naturo w szatach Hokage próbuje uporządkować kwiaty na nagrobku. Minęło ledwie pół roku, a tak wiele uległo zmianie. Był to porządek, o który walczono nazbyt długo.

— Przecież on nawet nie lubił kwiatów — mamrotał pod nosem, a Haruno udawała, że w ogóle go nie słyszy. Uśmiechnęła się tylko słabo. Naruto już zawsze pozostanie Naruto.

Mimo że strata ich najbliższego przyjaciela była ciosem prosto w serce, obraz tego jak umarł dawał nadzieję. Nie nosił już tytułu zdrajcy ani mordercy, w oczach ludzi umarł bohaterską śmiercią dokładnie tak samo jak ich mentor, Kakashi Hatake. I chociaż walka była nierówna to myśl, że Sasuke mógł odejść z tego świata w inny sposób, chociażby przez swoją chorobę, podnosiła ich wszystkich na duchu.

Było to jednak pocieszenie, które nie pomagało zbyt długo. 

Sakura pogładziła wypukły brzuszek i wyszeptała ciepłe słowa. Wiatr je poniósł po cmentarzu, doszły one do uszu ptaków, które nagle zerwały się z drzew i zaczęły śpiewać piękną, kojącą pieśń. Wojownikom w dawnych czasach przynosiła ona spokój i nadzieję.

— Myślisz, że Sasuke spodobałoby się to imię?

Naruto oderwał wzrok od kwiatów i spojrzał na przyjaciółkę z ciepłym uśmiechem. W oczach przyczaiły się łzy, które za wszelką cenę chciał zatrzymać. Nie mógł jednak znaleźć odpowiednich słów. Po prostu na nią patrzył. Siedziała na ławce odziana w długi, beżowy płaszcz, który był rozpięty, odsłaniając jej ciążowy brzuszek. Szósty miesiąc, tyle dokładnie minęło od dnia, w którym Sakura widziała Sasuke po raz ostatni. Włosy od tamtego czasu nieco jej podrosły, sięgały teraz do ramion. Twarz, mimo nieznośnego cierpienia z powodu utraty ukochanej osoby, promieniała codziennie tak samo. Jakby zakładając maskę, nie chciała pozwolić ludziom na dostrzeżenie jej prawdziwych emocji. Ciąża również sprawiła, że przybyło jej kilka kilogramów, ale wszyscy w wiosce mówili, że dzięki temu wygląda zdrowiej. Czuli wtedy, że wraca normalność.

— Sarada to naprawdę ładne imię — odpowiedział po długiej ciszy i przyglądał się kosmykom jej włosów, którymi wiatr nieustannie się bawił. Miał przez to nieodparte wrażenie, że ktoś po prostu za nią stał i delikatnie dotykał jej włosów. — Byłby zachwycony. 

Sakura posłała mu wdzięczny uśmiech. Nie powiedziała jednak nic więcej. Spuściła wzrok i kolistym ruchem gładziła się po brzuchu. Uzumaki wrócił zatem do kwiatów, ale ponownie zaczęły go irytować. Było ich za dużo. Codziennie dbali o miejsce pochówku, jakby z obawy, że ktoś odważy się go zniszczyć. Może to lata przykrych doświadczeń nauczyły ich czuwać nad bliskimi nawet wtedy, kiedy już nie żyli. 

Ptaki zaczęły śpiewać głośniej. Zebrały się, by krążyć nad głowami dwójki młodych ludzi, wydawało się, że chcą im tym samym coś przekazać. Wiatr przyniósł chmury, słońce niespodziewanie schowało się za nimi. Naruto zaklął pod nosem, kiedy jeden z bukietów poturlał się na drugą stronę ścieżki. Sakura wydawała się jednak nie zauważać, co się dzieje.

— Tak bardzo żałuję, że nie zdążyłam mu o tym powiedzieć — wyszeptała, a łzy ponownie spłynęły po jej policzkach. — Może gdyby wiedział wcześniej, nie poszedłby na tę misję samobójczą i moglibyśmy teraz być szczęśliwi, we trójkę.

Jakby na wydźwięk tych słów zerwał się silniejszy wiatr, a ptaki niosły nową pieśń, która była jeszcze głośniejsza, ale niosła w sobie nuty strachu. Zbierało się na deszcz. Naruto początkowo nie wiedział, jak zareagować i instynktownie spojrzał na nagrobek. Płyta jednak nie przemówiła. Zerknął za siebie, wbił wzrok w otwartą bramę i oniemiał. Czas jakby spowolnił. Nic nagle nie miało sensu.

Stał tam i patrzył smutno na Sakurę. Podążył więc za jego wzrokiem i za plecami kobiety ujrzał ciemną postać w kapturze. Chciał już ruszyć do ataku, kiedy przez moment chyba zrozumiał powagę sytuacji. Była to jednak sekunda, która dla niego trwała jak wieczność. Kosiarz pochylał się nad brzuchem Haruno i uśmiechał. Śmierć we własnej osobie. Wrócił wzrokiem w stronę przyjaciela. Widział, jak policzki znaczą łzy. To była zapowiedź tego, co ma nadejść.

— Sa… Sakura — wyjąkał, odrywając wzrok od ducha Sasuke. Nad kobietą nikt się już nie pochylał, nikogo nie było, a pogoda nagle się uspokoiła. Ptaki również przestały śpiewać tę swoją dramatyczną pieśń. Naruto rozglądał się zdezorientowany, zbyt przestraszony. Haruno patrzyła na niego pytająco. Na czole pojawiła się żyłka, oznaczała ona zmartwienie. 

— Dobrze się czujesz? — spytała z troską. Powoli uniosła się z ławki i wyciągnęła ku niemu ręce. — Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.

Chciał się zaśmiać, ale nie było mu do śmiechu.

Wiedział, co widział i miał świadomość, co Sasuke chciał mu w ten sposób przekazać. Oczywiście nie mógł wiedzieć, że Uchiha sprzedał swoją duszę za cenę duszy własnego dziecka, o którym dowiedział się w chwili końca swojej egzystencji. Zrozumiał jednak, że jego śmierć była błędem, a na rodzinę zmarłego czyha niebezpieczeństwo. Postanowił bronić tę dwójkę z całych sił, w imię przyjaźni, która tak wiele dla niego znaczyła.

— Nic, nic — powtarzał. — Wszystko dobrze. Te kwiaty doprowadzają mnie do szału.

Sakura się zaśmiała. Był to szczery, niewinny śmiech. Naruto tylko dzięki temu się uspokoił. Chwycił ją za dłoń i zapytał, czy mogą już wracać. Pokiwała twierdząco głową i ostatni raz wspólnie zerknęli na miejsce spoczynku ich przyjaciela. 

— Zawsze w naszych sercach — powiedziała.

— Zawsze.

Pochylili głowy ku pamięci i w ciszy, idąc pod ramię, ruszyli w stronę bramy cmentarza. Ptaki radośnie poniosły swoją pieśń w ich stronę. Słońce ponownie pozwoliło odżyć naturze. Przecież mogło być już tylko lepiej, prawda?

Jednakże Perfidia znowu stała z boku, patrzyła i się śmiała. Robiła to codziennie, tak głośno, że aż zapierało jej dech. 

Odprowadził ich wzrokiem. Stał ramię w ramię ze Śmiercią, która również ich obserwowała. Czuł się uwięziony, zdany na łaskę zaświatów. Rozumiał teraz, że nie jest to szaleństwo, któremu niegdyś uległ. 

— Nie możesz tego zrobić — szeptał do Śmierci, a ona raz za razem zanosiła się śmiechem i przypominała, że taki związał ich układ. — Nie możesz. Pozwól im żyć. 

— Wzięłam cię pod swoje ramiona — odparła — wbrew swoim przekonaniom. Nie odpuszczę.

— Błagam — warczał. — Po prostu pozwól im żyć, nie zasługują na piekło, które chcesz im zgotować.

Śmierć spojrzała na Sasuke i zadumała się przez chwilę. Promienie słońca oświetliły pobliską ścieżkę i kwiaty na nagrobkach.

— Może… — zaczęła, trzymając go w napięciu. — Może kiedyś... to przemyślę. 

Nadzieja.

Sasuke uśmiechnął się pod nosem, ale tak, aby nikt tego nie widział. Patrzył teraz na nią, jak idzie wraz z Naruto pod ramię, jak śmieją się z jakiegoś głupiego żartu, który na pewno wyszedł z ust Uzumakiego. Napawał się tym widokiem i liczył, że już zawsze będzie mógł takich ich oglądać. Wolnych od cierpień i bólu. Po prostu szczęśliwych.

— Będę nad wami czuwał, Sakura. — Jego oczy wydawały się nie widzieć niczego więcej poza kobietą, którą naprawdę pokochał. — Nie pozwolę, by stała się wam jakakolwiek krzywda. Obiecuję, Sakura.

Usłyszała te słowa. Była tego pewna. Nie przesłyszała się, dwa zdania na pewno dotarły do jej uszu — cicho, acz słyszalnie. Wiedziała, że ktoś na nią patrzy. Zerknęła nerwowo przez ramię, ale nikogo nie zauważyła. Może jednak się przesłyszała. Sarada na jej wątpliwość zaczęła się wiercić w środku. Ze spokojem położyła dłoń na brzuchu i delikatnie musnęła go koniuszkami długich palców, chcąc uspokoić mieszkające tam dziecko. Uśmiechnęła się tylko, a ten uśmiech mówił wszystko. W końcu poczuła, że może to powiedzieć, ale pomyślała tylko i na moment znów łzy zmoczyły jej policzki.

Dziękuję, Sasuke.




***

Nobie says: Koniec. Tak to się nazywa. The end. Skończyła się moja przygoda z tą historią. Niebywałe, że ponad rok zajęło mi napisanie epilogu, podczas gdy wystarczyła jedna godzina, aby zamknąć tę historię na zawsze. Możliwe, że odkładałam to w czasie, bo było mi ciężko pożegnać się z tym tworem. Nie chciałam jednak być gołosłowna, obiecałam przede wszystkim sobie, że skończę tą powieść, nawet jak nikt inny poza mną nie dokończy jej czytać. Odpycham łzy, bo jestem z siebie dumna, ale dopuszczam je do siebie, bo wiem, że coś właśnie straciłam. Szept był trudnym opowiadaniem, przepełnionym smutkiem i bólem, ale w dużej mierze wciąż odzwierciedlał moje uczucia. Zresztą jakieś niepisane szaleństwo czai się w każdym z nas.

Z tego też miejsca pragnę Wam bardzo podziękować. Szczególne podziękowania kieruję do Ginny, ponieważ była jedną z tych osób, które potrafiły napisać komentarze dłuższe od tego epilogu, poważnie. Byłaś moją niesamowitą energią. Każde Twoje słowa, analizy wprawiały mnie w niedowierzanie. Nie sądziłam, że kiedykolwiek poruszę czyjeś serce tak bardzo jak Twoje. Było zaszczytem móc pisać dla Ciebie. Miliko, gdziekolwiek jesteś, wiedz, że dzięki Tobie w ogóle powstało to opowiadanie. Dziękuję również Ann, która jak cichy duch zawsze patrzy na to, co tworzę i czasami wspomni, że wciąż tu jest, pamięta i podziela moje emocje. Jesteś osobą, która została ze mną chyba od początku do końca. Dziękuję, że mogłam tworzyć ten świat również dla Ciebie. Kas, moja cudowna, jesteś jak cichy Anioł. Po prostu jesteś, wspierasz, komentujesz historię choćby jednym zdaniem, czasem nawet wieloma! Wiesz, że dla każdego pisarza — amatora czy profesjonalisty — to cenne chwile. Również zostałaś tu ze mną, by wspierać mnie w dążeniu do napisania końca tej historii. Tobie także dziękuję. O wszystkich innych również pamiętam! Nie chcę nikogo pomijać, bo każdy z Was jest częścią tej historii. Dlatego tak bardzo jestem Wam wdzięczna, że byliście ze mną.

Chciałabym, żeby ta historia nie została zapomniana w odmętach blogów i innych historii. Możliwe jednak, że przez brak mojej weny i regularności, za dużo wymagam. Jednakże to koniec. Szept szaleństwa dobiegł końca. Pozostawiam zakończenie otwarte — niech każdy z Was dopisze ostatnie zdanie do tej historii. Może w Waszej wizji Sasuke w końcu zaznał szczęścia? Całuję Was mocno. <3