W imię czego?
Biały,
delikatny puch powolutku sypał z szarego nieba. Niesiony wiatrem zmieniał
kierunki, otulając swoją miękkością dachy budynków i latarnie. Nie zatrzymywał
się, jakby nie chcąc zakłócać harmonii własnej podróży. Przybrał gwałtownie na
sile, by zalać świat swoją nieskazitelną czystością. Biel raziła w oczy,
nadawała sterylnego wyglądu wszystkiemu, czego tylko dotknęło.
Wpatrywał
się w okno, nasłuchując nadchodzącej śnieżycy. Wiatr dął z przerażającą siłą,
krzyczał niemo, wołał i zaklinał, a on tylko patrzył jak groza zakrywała ten
świat pod przykrywką niewinnej bieli, chcąc zatuszować swoje straszne grzechy.
Niczym anielskie skrzydła otulał Osadę i pozwalał wierzyć głupcom, iż to
piękno, którego znaczenie odkryli tylko nieliczni.
Wpędzony
w kakofonie dźwięków wiatru, nie potrafił zrozumieć tego, co właśnie nim
kierowało. Zerknął na drżące ręce, które wciąż nie były mu posłuszne. Pomimo
usilnych prób i uporczywych treningów nie wracał do normy, wzrok zaczynał się
pogarszać, tracił zmysły. Już z góry był stracony, po co więc uciekał, przecież
mógł się oddać w ich ręce, zatrzymać i po prostu pozwolić na złapanie,
egzekucję, której tak wielu pragnęło.
I
wtedy spojrzał na spokojne oblicze kobiety, która spała w jego łóżku,
oddychając głęboko. Tej nocy chciał dać jej wszystko, co tylko mógł, jakby
zadośćuczynić tyle lat cierpienia. Nie pojmował miłości; ani tamten Sasuke, ani
dzisiejszy, którego pamięć zaczynała powracać, jestestwo czyniło kroki ku
przeszłości powoli, ale skutecznie. Odzyskał większość tego, kim był i tak
bardzo czuł do siebie wstręt. Rodzice nigdy nie chcieli, by stał się złym
człowiekiem. Był nawet gorszy od swojego brata. A mimo to nawrócił się, dzięki
tym, których tak odtrącał. Starał się zrozumieć znaczenie miłości.
Wcześniej
sądził, że Sakura przypominała mu jego matkę. Ciepłą, broniącą rodzinę za
wszelką cenę, zakochaną po uszy w ojcu. Niemniej z czasem przekonał się, że
była jak cichy anioł, szczegółowo analizujący każdy jego krok. Opiekowała się
nim i kochała jak matka, ale miała w sobie też coś, co niegdyś uważał za
irytujące. I chyba właśnie to, co i r y t u j ą c e, przyciągało go najbardziej.
Kochali
się. Bardziej wolałby określenie współżyli, ale nie traktował jej przedmiotowo.
Nawet nie chciał. Dlatego właśnie uznał, że słowo „kochać się” to dobre
określenie, ale wpadłszy w zamyślenie, iż kochać zapomniał, znowu powracał do
pierwszego.
Przypomniał
sobie z ledwie widocznym uśmiechem wspomnienie sprzed kilku godzin, gdy Sakura była już na szczycie
przyjemności i wyjąkała między pocałunkami te ciepłe dwa słowa, które sprawiły,
że zamarł na długą chwilę. Oderwał się od niej i wpatrywał w zielone, zamglone, acz
iskrzące tęczówki z nieodparcie chłodnym spojrzeniem. Nie planował tego, nie
oczekiwał tak ciężkich wyznań, więc ową przyjemność przerwał, by wpatrywać się
w kobietę leżącą pod nim, wijącą się przy każdym jego ruchu. Chciał zrozumieć,
pojąć, ale nie miał zamiaru nikogo wystraszyć. Wymówił tylko cicho jej imię,
stęknął i ponowił pieszczoty, doprowadzając ją do szaleństwa. Wtulił twarz w
zagłębieniu jej szyi i oddał się przyjemności posiadania kobiety, która kochała
— prawdziwie i szczerze.
On
jednak nie odpowiedział, po wszystkim nie przestał całować tych ciepłych,
mokrych warg. Chciał zagłuszyć poczucie winy, wmawiając sobie, że nie potrafił pokochać.
Ręcznik,
który oplatał jego biodra, mógłby spaść w każdej chwili. Ledwo wyszedł spod
prysznica, nawet nie osuszył mokrego ciała, słysząc nadchodzącą śnieżycę.
Wpatrzył się więc w to okno, a później w nią, szukając odpowiedzi i sensu
całego swojego życia. Pomyślał nawet, że może kiedyś — o ile to kiedyś
kiedykolwiek nastąpi — powie jej, że i on kocha, dając uciechę i poczucie
stabilizacji. Czy jednak na pewno to, co chciałby poczuć nie byłoby tylko
zwykłym przybraniem kolejnej maski? Czy nie byłoby kolejną ucieczką w nieznane?
Oparł
czoło o zimną szybę i ciężko westchnął. Przymknąwszy powieki, wsłuchał się w
melodię wiatru i nieomal by sam zaczął nucić tę groźną piosenkę, która wisiała
gdzieś w powietrzu. Powstrzymał się od śmiechu, by nie zbudzić śpiącej
dziewczyny. Z niechęcią odsunął się od okna i po chichu wyszedł z pokoju, nie
zamykając jednak drzwi.
W
salonie spakował resztę potrzebnych rzeczy, zrzucił z siebie ręcznik i nałożył
bieliznę, a zaraz potem ciemne spodnie. Na nogi włożył ciężkie, zimowe buty, na
górę jakąś ciemną koszulkę i ciepłą bluzę, a zaraz potem szare ponczo z
kapturem. Pod spodem był wszyty bardzo gruby i ciepły materiał, który w taką
pogodę nie pozwoliłby mu zamarznąć. Sięgnął po ciemny granatowy bandaż, którym
obwiązał sobie czoło. Włosy niesfornie wychodziły spod ciasnego materiału,
formując się w szpice. Narzucił na ramię plecak, przepasał przez pasek swoją
katanę, a do lewego buta schował kunai.
Zapatrzył
się w swoje odbicie w lustrze w przedpokoju. Delikatnie poruszył
zabandażowanymi dłońmi. Pamiętał doskonale, jak omal co nie stracili po ręce z
Naruto. Przez sekundę nawet myślał, że to nie fikcja, iż to się stało naprawdę.
Zastanawiał się, czy byłby w stanie żyć zatem bez kończyny, czy potrafiłby
robić to, co kiedyś. Przecież był leworęczny, a przynajmniej w lewej ręce miał
więcej sił, walczył nią, nigdy nie mogłaby go zawieść!
Spojrzał
na swoje słabe ręce i prychnął pod nosem. Był słaby — za s ł a b y!
Zamknął
oczy, a po chwili otworzył je, włączywszy sharingan w jednym oku, by w drugim
uaktywnić rinnegan. Bolało. Czuł rosnący ból w skroniach, który stopniowo
przemieszczał się, siejąc spustoszenie w całej czaszce. Utrzymał to jednak,
musiał. Dawno tego nie robił, mimo wszystko coś wciąż było nie tak z jego
wzrokiem, w głębi bał się, że uruchomienie swoich zdolności sprawi, że straci
ten ważny zmysł. Oprócz bólu zatem przyszły krwawe łzy, które po kilku
sekundach ustały i zastygły na męskich policzkach. Prawe oko, mimo wszystko,
wciąż dawało o sobie znać, przenosząc ból w okolicach potylicy. Niezakłopotany
tak delikatnym mrowieniem, zamrugał jeszcze kilka razy, ścierając krew z
twarzy.
Uśmiechnął
się triumfalnie. Potrafił to kontrolować, pierwsze ciernie przebite. Tylko czy
na długo? I czy to było na sto procent bezpieczne?
Ostatni
raz zajrzał do pokoju, w którym Sakura wciąż spała. Zmieniła już pozycję na
wygodniejszą, rozkopując trochę kołdry między nogami; długimi, zgrabnymi
nogami, które pieściły jego skórę swoją jędrnością i miękkością. Coś ścisnęło
go w środku, niemal chciał wskoczyć z powrotem i ponownie poczuć jej ciało.
Miała w sobie coś, co go przyciągało, sprawiało, że chciał więcej i więcej.
Potrząsnął
głową, karcąc się w myślach.
Przecież ona wciąż
leży tam naga! — podpowiadało alter ego, ale on niewzruszony wszedł do pokoju szybkim, acz bardzo
cichym krokiem i położył zwitek papieru na poduszce, na której jeszcze niedawno
spoczywała jego głowa. Delikatnie musnął palcami jej odkrytą łydkę, a słysząc
cichutki pomruk, przyłapał się na uśmiechu.
—
Pora odejść — szepnął, nie odrywając wzroku od jej spokojnej twarzyczki. Nie
chciał tego robić, nie zamierzał zadawać kobiecie ponownego bólu, jednakże nie
miał zbyt wielu opcji. — Uważaj na siebie, Sakura.
Czy
decyzja, którą podjął, była jedyną słuszną?
Nie
miał czasu, by się nad tym zastanawiać. Powoli wycofał się do drzwi, nie spuszczając
z oczu młodej Haruno, która przebudziła się gwałtownie w tym samym momencie,
gdy on zdążył się teleportować.
Dziękuję, rozbrzmiało tylko w głowie młodej
wojowniczki, gdy otworzyła oczy i z nieukrywaną obawą wpatrywała się w pusty punkt, w
którym jeszcze przed chwilą stał Sasuke.
Ludzie
mówią, że historia lubi się powtarzać.
Noriaki
siedział w swoim fotelu i wyglądał przez okno. Była czwarta rano, ale mężczyzna
nie mógł zasnąć przez całą noc. Wiele myśli krążyło mu po głowie, ale właśnie
ta jedna, ta najważniejsza okazała się być warta całej swojej uwagi.
Do
pokoju wpadł Eizo, by oznajmić, że do Osady wyruszy w nocy. Uzasadnił to
pobytem swojej kobiety w szpitalu, która musiała zostać na obserwacji ze
względu na silne skurcze. Lada moment miała rodzić i Radnemu bardzo nie
podobało się całe zaangażowanie swojego wspólnika w nienarodzone jeszcze
dziecko. Jedyne, na czym powinien był się skupić, to on jako Hokage! Nie
obchodziło go, czy jego kobieta zaraz urodzi czy umrze. Miał plan, którego
zadaniem było ocucenie wojownika i sprowadzenie go na właściwie tory. Oczywiście,
jeśli ten, którego się spodziewał, stawi się za kilka godzin w Konoha.
Zerknął
na zegarek.
Dwadzieścia godzin. T y l k o lub a ż.
Irytujące, pomyślał i zaszczycił wreszcie
Eizo swoim surowym spojrzeniem. Mężczyzna ukłonił się przed nim i przepraszał,
obiecując, że dotrze do Osady jak najszybciej się da. Noriaki skinął mu głową,
by wojownik poczuł ulgę i stracił czujność. W tejże chwili Radny użył swojej
tajnej techniki i Eizo już łapał się za szyję, chcąc zabrać z nich niewidzialne
ręce, które ściskały go coraz mocniej. Rzucał nogami, gdy znalazł się kilka
milimetrów nad nią. Dusząc się, patrzył przerażonymi oczami na starca, który
trzymając złączone ze sobą palce — wskazujący i środkowy — przykładał je do
ust, patrząc na niego jednym otwartym, białym okiem.
—
Zawodzisz mnie — powiedział tak chłodnym tonem, że ściany aż zadrżały z zimna. Eizo
wybałuszył oczy, a czerwień z jego twarzy powoli zmieniała się w wielkiego
sińca. — Pamiętaj, że widzę wszystko. Jeśli mój plan się powiedzie, masz być u
mojego boku albo skończysz jako karma dla psów.
Eizo
próbował coś powiedzieć, ale krew nie dochodziła już do mózgu. Kilka sekund
dłużej i prawdopodobnie byłby martwy. Staruszek dokładnie wiedział, kiedy
zaprzestać swojej techniki. Rozłożył palce, a bielmo oka wróciło do normalnych
kolorów. Źrenice znów zmalały. Wojownik zaś upadł na ziemię z hukiem, łapczywie
łapiąc powietrze i kaszląc, gdy do płuc dostało się o wiele za dużo tlenu. Łzy
ściekły po jego policzkach, a ból niemal rozrywał mu płuca.
—
Wyjdź — rozkazał starzec i odwrócił się z powrotem w stronę okna. Czekał
cierpliwie, aż kaszlący mężczyzna podniesie się z podłogi i wycofa z gabinetu z
ledwo słyszalnym przepraszam, które mimo wszystko dotarło do wrażliwych
uszu Radnego. Prychnął pod nosem. — Amator.
Słońce
powoli wyłaniało się za horyzontem, grzejąc promieniami jego naznaczoną
starczymi plamami skórę. To miał być dobry dzień.
Nie
było go.
Odszedł.
Z n o w u.
Sakura
długo nie mogła uwierzyć w to, co stało się między nimi po weselu córki Yuto.
Sądziła, że to jakiś sen i tak naprawdę do niczego nie doszło. Obudzona jednak
w jego łóżku, naga zdała sobie sprawę, że nic snem nie było — każda cząstka
tamtej nocy była jawą.
Mimo
pięknych chwil, mimo doczekania się tak cudownych doznań z tym, który zawsze
gościł w jej sercu, obudziła się sama. W domu było cicho, a śnieżyca za oknem
grała najmroczniejszą melodię w swoich dziejach. Zwitek papieru, który leżał na
poduszce patrzył na nią złowrogo, ale zwlekała z zobaczeniem treści. Poszła pod
prysznic, by zmyć z siebie jego zapach, a wtedy łzy samy wypłynęły, znacząc
przedziwne szlaki na jej policzkach. Nie mogła uwierzyć, że znowu musiała
przeżywać to, co kiedyś. Sądziła, że się zmienił, że chciał spróbować żyć
inaczej, mimo że Anbu pewnie wpadłoby tu lada dzień i zabrało ich ze sobą jako
zdrajców, wsadziło do więzienia i ich piękna idylla uległaby końcowi. Tak
bardzo się myliła i tak bardzo zabolało. Znowu.
Siedziała
na sofie, rozpaliwszy wcześniej ogień w kominku. W domu tak cichym i pustym było
strasznie zimno. Miała nadzieje, że może jednak Sasuke wyszedł na chwilę, przecież to nie mogła być
prawda! Jednak taka śnieżyca... na pewno ją zostawił.
Ktoś
zapukał do drzwi. Zerwała się natychmiast i pobiegła w ich stronę, ale nie
wyczuwała tam silnej chakry Uchiha. Była słabsza, delikatniejsza i nieco inna.
W
progu stał Yuto, zasypany śniegiem po dziurki od nosa. Widząc nieco
rozczarowaną minę kobiety zawahał się, czy dobrym pomysłem było przyjście tutaj, ale gdy ta zaprosiła go
gestem ręki do środka, natychmiast się rozpromienił. Było strasznie zimno i śnieżnie,
omal nie pomylił domów, puch oblepił już niemal wszystko. W uszach wciąż mu szumiało, alkohol nadal krążył w
żyłach — niejednokrotnie musiał opić zdrowie młodej pary jako prawowity
gospodarz.
—
Przyniosłem śniadanie i świeże kozie mleko. — Mężczyzna uśmiechnął się w jej
stronę, a dziewczyna wróciła do salonu. Podziękowała za fatygę. Pozbywszy się
obuwia i ciężkiego, ciepłego wierzchniego odzienia, wszedł do pomieszczenia i
postawił mokry od śniegu koszyk na stole. Sakura bawiła się papierem w dłoniach,
najprawdopodobniej listem, którego zawartości jeszcze nie znała. — Nie
przeczytasz?
Haruno
spojrzała na niego pytająco, by po chwili pokiwać zrezygnowana głową.
—
Myślę, że Sasuke chciałby, abyś chociaż zajrzała — powiedział, siadając
obok niej. Kobieta wbiła w niego zaintrygowane spojrzenie. Yuto wiedział, a
więc Sasuke już wcześniej planował ją zostawić. Serce mocno krwawiło, znowu
chciała płakać, ale postanowiła być silna. Powoli rozsunęła papier w palcach,
ale się zawahała.
—
Powiedział ci o swoim planie ucieczki? — spytała cichutko, a Yuto tylko
przytaknął.
—
Myślę, że aby lepiej zrozumieć jego decyzję, musisz to przeczytać.
Otworzyła
list, a piękne, zgrabne pismo ozdobiło mdły papier i wywołało delikatny uśmiech
na jej twarzy. Treść jednak była nieco mniej pocieszająca.
Sakura, Chciałbym móc
powiedzieć wiele, ale nie potrafię. Dziękuję za wszystko. Nie jestem jednak w
stanie zrozumieć uczuć, którymi mnie darzysz. Może kiedyś… może kiedyś będzie
mi dane pojąć to wszystko. Nie chcę jednak, byś myślała, że Cię wykorzystałem.
Nie chcę również ponownie Cię ranić.
Nie podążaj za mną.
Wiem, co robię. Zostawiłem ważny zwój w
rękach Yuto. W tej wiadomości, którą otrzymałem, znajdziesz wyjaśnienie. Nie
rób niczego głupiego i czekaj na przybycie kogoś z Konoha. Jeśli chcesz
wiedzieć więcej, proszę, porozmawiaj z Yuto.
Nigdy nie zapomnę
tego, co dla mnie zrobiłaś.
Sasuke
Kilka godzin wcześniej
Przedzierając
się przez śnieżycę napotkał wzrokiem Yuto, który wyglądał przez okno. Ich
spojrzenia spotkały się na długą chwilę. Starszy mężczyzna nie podzielał
decyzji chłopaka, uważał, że to najzwyklejszy w świecie podstęp i powinien
zostać. W końcu jego przyjaciele to poważni, wielcy shinobi, na pewno daliby
sobie radę!
Yuto
długo słuchał historii Sasuke, która wreszcie układała się w całość. Traktował chłopaka jak syna, ale nie potrafił go pocieszyć. Zresztą Uchiha nie chciał
współczucia, nie potrzebował litowania się nad nim. Miał w sobie mrok, który
mimo iż zgaszony, wciąż dawał o sobie znać w tym demonicznym spojrzeniu.
Zrozumiał, że tylko pogorszyłby sprawę, doradzając mu i mówiąc, co byłoby
słuszne. Jedyne, co mógł zrobić, to opowiedzieć o swoich własnych
przemyśleniach na dany temat.
Historia
Sasuke była smutna, zbroczona przelaną krwią, pełna niejasności i zdrad.
Chłopak poddał się demonicznej naturze tylko po to, by zamknąć w klatce wyrzuty
sumienia, grzechy, które koniec końców i tak wciąż będą o sobie przypominać.
—
Zajmij się Sakurą — poprosił tylko, kończąc swoją historię, a on na to
przystał.
Możliwe,
że właśnie teraz, widząc go w tej śnieżycy, niemal jak anioła śmierci w
niewinnej bieli, dopadły go wątpliwości. Znowu zostawiał kobietę, która
szalenie go kochała i mogła mu pomóc zrozumieć to, czym przez tyle lat tak gardził
zaślepiony zemstą. Jednakże honor to coś, z czym nie mógł walczyć. Obiecał
więc, że zrobi wszystko, by zatrzymać ją w Osadzie.
Minęło
dziesięć godzin. Nieustannie parł do przodu w swojej podróży, gdzieś po drodze
zrzucając z siebie ciężkie buty i ciepłe odzienie. Tam, gdzie był, zima już nie
pukała w okna, by zasypać ludzi falą swojego pięknego, białego puchu.
Spojrzał
na zegar, który wisiał gdzieś na targu pełnym ludzi. Pozostało tylko kolejne
dziesięć godzin, by dostać się do Konoha. Nie mógł dać się zauważyć, Anbu wciąż było w
gotowości, by go złapać i wsadzić za kratki. Może nawet było skłonne zabić, jak
chciano to zrobić w jego posiadłości, pokazując nakaz podpisany przez samego
Hokage. Intuicja Sasuke podpowiadała mu jednak, że Kakashi został w to wszystko
wrobiony i był wręcz w stu procentach pewien, że to Radny stał za wszystkim, co
się wydarzyło. Propozycja z przyjęciem go do Anbu na pewno też miała być tylko
przynętą, Noriaki z pewnością miał wobec niego inne plany. Nie dopuszczał do
siebie myśli, że on, Sasuke Uchiha, może odmówić i targnąć się na swoje życie,
a potem wylądować pod opieką Sakury, tracąc pamięć i próbując ułożyć marne
życie w jako taki sposób.
Na
kilka godzin zatrzymał się w jakimś starym, opuszczonym budynku w lesie. Był
już niedaleko, chciał jednak zregenerować siły. Teleportacja zaczynała dawać o
sobie znać i chociaż na chwilę musiał dezaktywować rinnegan. Inaczej nie
pociągnąłby dalej.
Położył
się na zimnej, pokrytej mchem i pleśnią podłodze i zamknął oczy.
Wiesz, co ty
robisz? —
warknęło alter ego, szydząc i mrucząc pod nosem różne przekleństwa.
Zamknij się, odpowiedział tylko w myślach i
rozprostował nogi.
Chcesz ratować tych
niewdzięczników w ramach własnego życia?
To moi przyjaciele, odparł bez chwili wahania, zrobiliby dla mnie to samo.
Z pewnością — odparło alter ego z przekąsem.
Sakura na pewno na tym nie ucierpi.
W
ś c i e k ł o ś ć. Poczucie winy. Z d r a d a.
Zaczął
krzyczeć, chowając twarz w swoich dłoniach, tym samym tłumiąc rozpaczliwy wrzask, który
wydostał się ze środka. Wypluwał całą gorzkość, cały swój ból. Demon śmiał się
w środku, gotów przejść na wyższy stopień, a Sasuke wciąż krzyczał.
Coś
w środku kruszyło się i pękało na pół. Znowu poczuł się jak mały chłopiec i
skulił się, roniąc kilka łez. W imię honoru czy przyjaźni? W imię cierpienia
czy zemsty?
W imię czego to
wszystko, Sasuke?
Gdybyś musiał
stanąć przed trudnym wyborem — jak myślisz, co byś zrobił?
Jesteś poszukiwanym
przestępcą, Sasuke. Nie ma żadnej szansy na oczyszczenie Twojego imienia i nie
dopuszczę do tego, by mieszkańcy bali się żyć, wiedząc, że jesteś na wolności.
Cenisz swoich
przyjaciół?
Czy w imię
przyjaźni byłbyś w stanie oddać się w moje ręce? Mam w niewoli samego Hokage,
Naruto i Hinatę Hyugę. Ta ostatnia może być dla Ciebie tylko dodatkiem.
Interesuję mnie jednak, czy masz w sobie tyle heroicznej odwagi, by ocalić im życie
w zamian za oddanie własnego?
Od otrzymania tej
wiadomości masz 48 godzin.
Jeśli nie stawisz
się w Konoha na czas, zabiję ich wszystkich. A potem dotrę do Ciebie i będziesz
patrzył, jak zabijam Sakurę Haruno i wszystkich tych, na których — w jakiś
chory i pokręcony sposób — Ci zależy.
Czas start, Uchiha!
Tik. Tak. Tik. Tak.
Zdecyduj mądrze.
Radny
Noriaki Nishikawa
Po
kolejnych pięciu godzinach tułaczki, dotarł na miejsce. Stał na wzgórzu Wioski,
otaczając ją swoim tęsknym, ale chłodnym spojrzeniem. Jedyne, czego teraz
pragnął, to zawrócić, ale miał misję do wykonania. W końcu podjął decyzję. Był jedyną
kartą przetargową. Przyjaciele nieraz ratowali mu życie, szli za nim krok w krok, robili wszystko, by sprowadzić go na dobrą drogę. Nadszedł czas,
by to on pokazał, że wdzięczność to za mało. Chciał dać im więcej, pragnął, aby cierpienie ich ominęło.
Coś trzasnęło, a czerwony błysk ocucił go z zamyśleń. Zwrócił
uwagę na płomienie, które konsumowały jednorodzinny domek nieopodal. Popchnięty
jakąś nieznaną siłą teleportował się przed drzwi. Wejście do środka
uniemożliwiał ogień, który śmiał się w głos, tańcząc radośnie na trzeszczącym
drewnie.
—
Pomocy!
Krzyk
kobiecy wydobywał się ze środka. Rinnegan zabłysnął złowrogo i w mgnieniu oka
znalazł się w piekle. Gorąco uderzało o skórę, parząc ją i doprowadzając do
wrzącej czerwoności. Uważnie analizując pomieszczenia, z których nie zostało
niemal nic poza płomieniami i popiołem, szukał osoby, której miał zamiar pomóc.
Alter ego śmiało się głośno, ale on nie słuchał.
Ciężarna
kobieta leżała na schodach, nie miała możliwości wyjścia. Płomienie wiły się na
piętrze i u jej stóp. Wyczuwał niknącą chakrę, której siła malała z każą
sekundą. Tracił czas!
Przedarł
się przez płomienie, wyłączając ból. Jedyne, co teraz się liczyło, to ta
kobieta, która nosiła w sobie nienarodzone dziecko. Niemal słyszał, jak puls
spowalnia, by tylko kilka sekund później spowolnić tak bardzo, że aż
niesłyszalnie.
Zamarł.
Aktywowana tarcza w postaci Susanoo osłaniała ciało, przyjmując na siebie
wszystkie obrażenia, a mimo to ciepło patrzyło skórę. Sasuke jednak wryło w podłogę. Kobieta nie przypominała z
wyglądu człowieka. Była już bardziej spaloną kukłą, czymś na kształt homo sapiens.
Kończyny jakby skurczyły się, wyginając na różne strony. Jeszcze się nie
paliła, ale wystarczyła chwila, by zapłonęła jak pochodnia.
Rzucił
się w jej stronę i delikatnie wziął na swoje ręce. Głowa kobiety zawisła
bezwiednie ku dołowi tak jak reszta dziwacznie powykręcanych kończyn. Nie żyła,
dziecko prawdopodobnie już też.
Susanoo
zawahało się przez chwilę, gdy belka spadła tuż przed ich nosem. Ogień
konsumował wszystko, nie wahając się skosztowaniem żywych obiektów. Sasuke
zaklął pod nosem i używając aktywnego rinnegana wydostał się na zewnątrz, kilka
centymetrów dalej od wejściowych drzwi. Stał na trawie, a zapach palącego się drewna
roznosił się w powietrzu. Delikatny swąd palonej skóry również dotarł do jego
nozdrzy. Susanoo zaś zniknęło, wchłonięte z powrotem do poparzonego ciała
młodego mężczyzny.
Miał
już ruszyć dalej, gdy w oddali ujrzał Eizo, wojownika Anbu, który — jak przypuszczał
— miał być martwy i to z jego rąk. A teraz, jak na ironię losu, trzymał na
rękach osmolone truchło jego kobiety. Mężczyzna bardzo długo wpatrywał się w
ciało, które niósł. Sasuke miał zamiar oddać je w jego ręce i wytłumaczyć,
co się stało. Lament Eizo jednak poniósł się tak głośno, gdy podbiegł do niego
i wyrwał kobiece ciało z jego rąk, że niemal skurczył się w sobie. Strata była
czymś, co rozumiał aż za dobrze i widok zrozpaczonej twarzy, zalanej łzami,
ścisnął go od środka.
Eizo
mruczał coś pod nosem, głaszcząc potargane włosy z czułością, głaszcząc po
głowie, gładząc nabrzmiały brzuch, który nie raczył powiadomić go o stanie
dziecka. Sasuke próbował wyjaśnić, jakim cudem się tam znalazł, opisał palący się
dom i fakt, że przybył za późno, bo kobieta już nie żyła. Ramiona mężczyzny
zaczęły się trząść w — jak przypuszczał Uchiha — spazmatycznym płaczu, ale
zamiast tego usłyszał głośny, niemalże wymuszony śmiech przepasany falą cieknących łez.
Wskazał na niedbale zrobioną dziurę w głowie kobiety, tuż nad lewą brwią. Sasuke nie
zauważył tego wcześniej, był zbyt pochłonięty tym, co się wokół działo. Wysnute
więc przeciwko niemu oskarżenia były ostatnim, czego oczekiwał.
—
Zabiłeś ją! — Wstał z klęczek i z trudem powstrzymywał drżący głos. — ZABIŁEŚ
TEŻ MOJE DZIECKO! — wrzeszczał, plując śliną, która wylądowała na twarzy
niewzruszonego Sasuke. Powiedział w końcu prawdę, próbował jej pomóc! Był jednak
za wolny, nic więcej nie mógł zrobić jak wyprowadzić już martwą kobietę na zewnątrz.
Ktoś jednak zabił ją szybciej, nim dostał się do budynku. Ktoś chciał zostawić
ją na pastwę losu, pragnął, by spłonęła. — Ty pieprzony zdrajco! MORDERCA!
Był
gotowy, by odeprzeć cios, ale nie zamierzał. Uderzenie w twarz wyrzuciło go na
jakiś dobry metr, gdzie wylądował na piaszczystej ziemi. Eizo kipiał z
wściekłości, chętny zemsty już nie tylko za brata i niemal jego własną śmierć.
Chciał pomścić swoją kobietę i dziecko, o które tak długo się starali. Wierzył,
że Sasuke nie znalazł się tutaj przypadkiem, a jedyne, po co przyszedł to zabić
wszystko, co należało do niego. Nie zdawał sobie jednak sprawy, jak idiotycznie
to brzmiało. Nie chciał nawet tego rozważać, Uchiha był na miejscu, wyszedł z płonącego domu z
miłością jego życia — acz martwą.
—
Wstawaj! — ryknął, podchodząc do niego i zadając jeszcze kilka ciosów w brzuch,
gdy ten się podnosił. — Walcz jak mężczyzna! WALCZ! — Sasuke podniósł się i
starł kciukiem strużkę krwi, która wypływała z lewego kącika ust. Zmarszczył
brwi, patrząc na mężczyznę bez emocji, tym samym rozjuszył go jeszcze mocniej.
— Nie gap się tak — warknął nań i wyciągnął zza pleców swój miecz, który błysnął
złowrogo w blasku ostatnich promieni słonecznych tego wieczoru. — Dalej! Masz
swój honor czy i on został już przez ciebie zeszmacony? — Uśmiechnął się
szyderczo, spluwając pod jego stopy.
Sasuke
zadarł wysoko brodę i bez mrugnięcia okiem wyjął długą, błyszczącą katanę.
Ostrą do takiego stopnia, że jedno muśnięcie było w stanie zadrzeć skórę do
mięsa. Rinnegan w lewym i sharingan w prawym oku mieniły się złowrogo,
ostrzegając przeciwnika o swojej potędze. Eizo nie miał szans, mimo siły i
determinacji z jakiej słynął, mimo technik, które opanował. W starciu z
ostatnim członkiem klanu Uchiha był tylko zwykłą szmacianą lalką, którą on mógł
kierować od niechcenia. Mimo to mężczyzna przyjął wyzwanie, sprowokował i
dzierżył w dłoni miecz, którym nie zamierzał zrobić krzywdy — on chciał zabić.
—
Pokaż, na co cię stać — powiedział Sasuke, a rzucający się w jego stronę Eizo
nie zrobił na nim większego wrażenia.
Widząc
wszystko w spowolnieniu, z idealną precyzją mógł stwierdzić, gdzie i kiedy cios
zostanie wymierzony. Bez problemu zrobił unik, a zwyczajnie podstawiając
napastnikowi nogę, przewrócił go i zamachnął się na niego. Odparł jednak atak,
zasłaniając się mieczem. Ostrza wydały z siebie głośny brzęczący dźwięk, by
potem cicho skrzypieć pod naciskiem swoich właścicieli.
—
Jesteś głupcem — kontynuował Uchiha, przyciskając miecz mocniej i mocniej, aż w
końcu oba ostrza znajdowały się niebezpiecznie blisko twarzy Eizo. — To nie ja
ją zabiłem, próbowałem jej pomóc!
—
Kłamca — wysyczał przez zęby i pchnął go z całych sił, uwalniając się tym samym
ze szponów mieczy. — Zabiłeś ją, a potem podpaliłeś dom, by wszystkie dowody
zniknęły!
Zamachnął
się po raz kolejny i tym razem walczyli tylko na miecze. Sasuke całe swoje
skupienie skierował na lewą rękę. Walcząc tak niesprawną dłonią nie miał
pewności, czy ostrze zaraz nie wyślizgnie mu się z rąk. Tym bardziej, że Eizo
zadawał szybkie i mocne uderzenia. Parowanie więc również musiało być o wiele
szybsze i sprawniejsze, ręka nie mogła zadrżeć. Wtem coś w niego uderzyło, cień
z tyłu, potem po bokach. Ciemne sylwetki zadawały ciosy, a on — parując te Eizo
— nie mógł obronić się przed cieniami, które przywołał sam właściciel. Technika
Hiden, którą zarządzał lewą, wolną ręką, dorwała go, wiążąc cieniste sznurki na
kostkach i Sasuke ponownie upadł na ziemię.
Poczuł
ostry ból w okolicach prawego ramienia. Ostrze przebiło skórę i wbiło się w
mięso. Sasuke zawył raz jeszcze, gdy Eizo wcisnął miecz głębiej i okręcał nim,
robiąc większą dziurę.
—
Poczuj to, suko — splunął.
Uchiha
zaśmiał się gardłowo. Próbował wstać, a Eizo patrzył na niego z niedowierzaniem. Przecież właśnie przygważdżał go mieczem do ziemi! Ten
sukinsyn był za silny! Powoli się podnosił, a gdy ramię dotknęło jego
rękojeści, zrozumiał, że właśnie nie dość, że sam pogłębił tę ranę, to jeszcze
grał na czasie. Coś odepchnęło mężczyznę z taką siłą, że uderzył plecami w
drzewo nieopodal. Zaraz za nim poleciała zakrwawiona katana, która wbiła się
milimetr nad jego głową. Wzdrygnął się, wypluwając krew.
—
Nie wygrasz — syknął Sasuke, podchodząc do niego. Tarcza w postaci Susanoo
otuliła go ponownie swym fioletowym blaskiem. — Jesteś za słaby i kieruje tobą
złość. Popełniasz błędy.
—
ZAMKNIJ SIĘ!!! — Eizo rzucił się na niego, wyciągnąwszy wcześniej miecz z
drewna. Zamachnął się i ponownie dźwięk ocierającego się o siebie metalu
grzmiał w okolicy.
Zawiał
wiatr, zrywając z drzew kilka liści, które ulegle tańczyły do jego melodii.
Czas jakby nagle się zatrzymał, zrobiło się duszno i cicho.
Ostatnie
uderzenie, ostatni cios. Milimetr, by przeciąć grdykę…
—
Dosyć! — ryknął ktoś za plecami Sasuke, a miecze obu mężczyzn wyleciały im z
rąk, wbijając się z impetem w pobliskie drzewo. Eizo trząsł się z wycieńczenia
i wściekłości, a Uchiha zerknął na mężczyznę przez ramię, przyciskając lewą rękę do krwawiącej rany. Ich spojrzenia się
spotkały. — Cieszę się, że podjąłeś decyzję, Sasuke.
Karta
przetargowa dotarła zatem na czas.
W
takim razie kurtyna w górę!
Po długiej przerwie wracam. Ogarnęłam już tę historię, wiem, co będzie dalej i zaplanowałam wszystko. Zmieniłam wygląd, wróciłam. Czy jestem zadowolona z tego, co napisałam powyżej? Tak. Dlaczego? Nie wiem, ale zrozumiałam, że od początku do tego dążyłam. Dedykuję to tym, co nie przestali we mnie wierzyć i byli obok. Blue_Bell, Kas, Sasame Ka, Red Murder, Persefona, Okeyla, Klaudia! WSZYSCY, KTÓRZY DAJECIE MI SIŁĘ — DZIĘKUJĘ!
Doprowadzę tę historię do końca. Od Szeptu zaczęłam na nowo wdrażać się w pisanie, zaznajamiać z blogosferą. Grzechem byłoby to zostawić. Jedyne, co możecie dla mnie zrobić, to napisać, czy w ogóle Wam się podobało.
Planuję dodawać rozdziały raz na dwa tygodnie. Teoretycznie więc opowiadanie skończy się 18 maja... zobaczymy, czy wytrwam z dodawaniem rozdziałów tak regularnie. Skoro na Perfidii daję radę co tydzień, to czemu nie, prawda? Pozdrawiam Was słoneczka mocno i jeśli chodzi o błędy — śmiało. Sama czytałam już rozdział z sześć razy, ale na pewno coś przeoczyłam xD Buziaki! ♥
Oh taaak.
OdpowiedzUsuńPowiem tylko łaał. To było coś.
Posiedzę sobie tutaj i posłucham muzyki.
Jest tylko jedna rzecz, która nieco odbiega od łał :) ten obrazek na górze, mam wrażenie, że sposób rysowania nie oddaje charakteru tej historii, za mało "brudna" kreska :) ale to tylko moje zdanie, proszę się nie przejmować ;)
Pozdrawiam! I bardzo się cieszę, że jednak udało się wrócić :)
Dziękuję za łał :)
UsuńFaktycznie, kreska nie jest brudna, ale nie byłam w stanie znaleźć nic, co w pełni by mi odpowiadało. A obrazek jest śliczny mimo braku tej kreski ;c Mówi wiele, czyli tyle, ile ja chcę :3 Ale w pełni podzielam zdanie! Może z czasem znajdzie się coś lepszego :3
Też się cieszę :)
Ludzie listy piszą ;p A Ty wiesz o co mi chodzi, cwaniaczku ;p
OdpowiedzUsuńI tu też biedna sama się obudziła (nie mamy litości chyba dla tej Sakury hiehie).
Podczas jak czytałam rozdział drugi raz w tle leciało Unsteady z Lucyferka... yup baby to jest to!
Jak ja tam na dole siebie zobaczyłam, to łzy ciurkiem po policzkach leciały! Co za dzień. Płaczę non stop jak baba w trakcie okresu XDD
Buziaki!!!
Ludzie lubią listy bardziej niż smsy :3
UsuńWiesz co, w ogóle jej nie oszczędzamy. Czy to jakaś kara za brak scen SasuSaku?
Unsteady... wiedziałam, że pasuje idealnie!
Nie płacz już *podaje chusteczkę* chyba na urodziny kupię Ci kilkanaście paczek z zapasem jakichś lodów czy coś xD
POZAMIATAŁAŚ tymi chusteczkami ;p
UsuńListy są meeeeeegaaa!
WIEM! :3
UsuńNapiszę do Ciebie list, co Ty na to? xD
Jak na lato! ♥
UsuńList od Nobie? JA TEŻ CHCE XDD
UsuńTo dawać adresy! XD
UsuńDostaniesz na priva :D
Usuń♥♥♥
UsuńO no proszę, tego się nie spodziewałam! :D
OdpowiedzUsuńSzkoda tego Sasuke. Jakiś taki zagubiony, niemądry, nieszczęśliwy. Strasznie dużo ciężkich wydarzeń rzucasz mu na plecy, jakby nie był wystarczająco przez życie skrzywdzony. Serce sie kraja!
Musisz mieć coś z sadysty, bo Sakury - a jakże! - nie oszczędziłaś również! Przeleciał ją i zostawił! Ludzie! :D
W dodatku, atak twojej krwawej masakry odbił sie rykoszetem także na Naruto, Kakashim i Hinacie. Uhh!
Będę w raju, jeśli wszyscy wyjdą z tego żywi!
Mimo wszystko, czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam
Temira.
Nigdy nie oszczędzam swoich bohaterów. Życie nie może być tylko czarno-białe :D
UsuńZobaczymy, jak to się skończy. Ja już wiem huehuehue 3:)
Dziękuję za opinię, Temira! ♥
SŁODKI JEZU, UMARŁAM, NO UMARŁAM.
OdpowiedzUsuńZbieram się właśnie z podłogi. Ten początek... Kurna, mam ochotę go wydrukować i powiesić sobie na ścianie. NO CZYSTA MAGIA. Po prostu to było piękne, jak opisywał, że nie potrafił jej pokochać. Takie szczere. Przeszywające na wskroś. Dobitne.
Kocham. Po prostu kocham to opowiadanie. I może zabrzmi to źle, ale... Uważam, że jest ono najlepsze z wszystkich twoich. Pod każdym względem, fabularnie i nawet stylowo. To nie tak, że inne są złe, ale to ma to coś, czego nie potrafię opisać. Sprawia, że siedzę roztrzęsiona pochłaniając każde kolejne słowo. I wtedy szepczę do siebie: o kurwa, o kurwa, o kurwaaa. I stają mi łzy w oczach, a serce wali jak oszalałe. To opowiadanie do mnie trafia, głęboko, nawet za głęboko. Dlatego je tak kocham.
Czekam na kolejny rozdział. Trzymam mocno kciuki. Lecę się pozbierać, bo już więcej z siebie nie wykrztuszę przez te emocje. Za dużo ich.
I ta muzyka... Ciary!
Pozdrawiam ♥
Fun fact: ZAWSZE BOJĘ SIĘ TWOJEJ OPINII. Czuję, że rozdział wyszedł źle, myślę sobie: "Sasame przyjdzie i skopie mi dupę, już nie będzie mi prawić komplementów, I'm gonna be dead man" i wtem... TADAAAAAAAA!
UsuńPopłakałam się, dzięki, ziomek ♥ Dla Ciebie warto ten Szept pisać nawet dłużej! ♥
Jestem aż taka straszna? :c
UsuńNieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee ♥
UsuńZauroczona Twoim avaterem z ciekawości zaczęłam czytać. Rozdział za rozdziałem, nawet nie wiedząc, kiedy nagle skończyłam. I czuje ten okropny niedosyt, że nie wiem co jest dalej, a skończyłaś w takim momencie!
OdpowiedzUsuńJesteś okrutna! To tak na początek – Twój Sasukę, bardziej pasuje mi na zagubionego chłopca niż na demona za jakiego większa część społeczeństwa go bierze. Próbuje odkupić swoje winy – począwszy od nieudolnego wymazania swojej egzystencji z życia Sakury na pogodzeniu się ze śmiercią. Jest mi go żal. Tyle wycierpiał przed wojną i nawet po niej, kiedy nic nie stoi na przeszkodzie, by mógł zacząć od nowa coś zawsze mu przeszkadza.
W zasadzie to ktoś. Noriaki. Moja niechęć do tej postaci jest tak absurdalna, że mam ochotę znaleźć najgorszy z możliwych sposobów, żeby zabijać Radnego w myślach ilekroć wymyśla swoje intrygi. Najpierw wrobienie Kakashiego – jak na Hokage, dał się podejść jak dziecko. Powinien wiedzieć, że to stanowisko to powód, wiecznych sporów. Tu kredyt zaufania miałabym bardzo ograniczony na jego miejscu. Ale stało się tylko przez czyjeś ambicje ucierpieli jeszcze Naruto i Hinata.
Kiedy już myślałam, że wykonają wyrok na Sasukę, skoro nie zgodził się na wstąpienie do Anbu, historia obróciła się nagle o 180 stopni. Uchiha stracił pamięć. Odetchnęłam, mając nadzieje, że teraz już małymi kroczkami będzie szczęśliwy z Sakurą. Ale los im tego nie dał. Ucieczka do Wioski Ukrytej w Śniegu była chyba jednymi z szczęśliwszych chwil w ich życiu.
Sasuke choruje… Mając w głowie cały czas prolog i jego przykrą końcówkę – zabijesz go? Bo to był jego nagrobek, prawda? Przeraża mnie tylko to, że Noriaki mógłby być tym, który pozbawi Uchihy życia. Jakoś świadomość, że to choroba bardziej mnie pociesza. Ale tego pewnie się dowiem z czasem – zresztą może masz na to zupełnie inny pomysł.
Dlaczego nie powiedział o tym Sakurze? Może udałoby się jej znaleźć coś, co by poprawiło kondycje jego zdrowia? Przeraża mnie to jak blisko już ze sobą byli, a zarazem daleko. Jak Sakura musiała ponownie go stracić. Chce mi się płakać nad niesprawiedliwością jaka ich spotyka.
Czy to Radny zabił żonę Eizo? Shinobi jego zdaniem za bardzo się nią przejmował zamiast nim. Więc co? Usunął ją, jakby zupełnie nie liczył się dla niego fakt, że była człowiekiem? Nie wspominając już o ciąży. Zatrważające…
Ach! I jeszcze jedno, dlaczego Noriaki zaatakował w przeszłości osadę? Jaki miał ku temu powód? Podobało mi się, że Sasuke ich uratował. Taki dobry uczynek, mimo że szukał korzyści. Znalazł dom. Ludzi, którzy go akceptowali, wiedząc, że kroczy za nim ciemność.
Może to tylko moje przypuszczenie ale w 11 rozdziale troszkę zmienił Ci się styl – może to też przez długi odstęp czasu między publikacjami. W każdym razie według mnie wyszło to zdecydowanie na plus. Jestem zauroczona Twoimi opisami i emocjami, wylewającymi się ze zdań, które splatasz ze sobą! :)
Pozdrawiam! ^^
Ktoś zauroczył się moim avatarem! AWWW! ♥ Super :3
UsuńBardzo, bardzo się cieszę, że opowiadanie się podoba! Traciłam do niego serce kilka razy, ale widzę, że niepotrzebnie!
Jakoś zawsze staram się przedstawić Sasuke inaczej niż reszta. Widzę w nim kogoś innego, chociaż nie ucinam jego demonicznej strony tak bardzo :) Poza tym, jak już zauważyłaś, nie oszczędzam go w ogóle. Da sobie radę, chłopak, MUSI!
Noriaki... wiem, jak wielu z Was chce jego śmierci. Nie mogę niestety niczego Wam zdradzić, ale uważam, że karma wraca :3
To prawda, Kakashi dał się podejść. Niechcący zrobiłam z niego trochę takiego lamusa, ale możemy to wszyscy zwalić na przemęczenie, w końcu bycie Hokage to ciężka praca... xD
Sakura też ma przekichane, wiem. Nikogo nie oszczędzam, jestem okrutnym człowiekiem. Nie mogę powiedzieć, że kiedyś będzie szczęśliwa i nie mogę zdradzić, co kryło się za prologiem, ale jestem pewna, że wielu rzeczy się nie spodziewacie. Tym bardziej, że historia powoli dobiega końca.
Na wszystkie Twoje pytania pojawią się odpowiedzi niebawem, to mogę Ci obiecać :)
Bardzo dziękuję raz jeszcze i jeśli faktycznie mój styl zmienił się na plus, to chyba mogę się popłakać ze szczęścia. Ponownie znalazłam serce dla tej historii i dziękuję, że jesteś jej częścią, Zek! ♥
Proszę Cię, ta słodka futrzasta kulka tak patrzy tymi ślepiami, że do mnie przemawia to tylko w jeden sposób – „przytul mnie”. Może dlatego, że mój kot podobnie się na mnie patrzy xD
UsuńTeż straciłam serce do wielu opowiadań – jak teraz otwieram z nimi pliki to aż żal, że ich nie skończyłam, a teraz nie potrafię się zwyczajnie za nie zabrać. Dlatego trzymam kciuki, że je dokończysz :)
Biedny ten Sasuke no ale jak musi, to musi innego wyjścia nie ma! W końcu jest Uchiha, a to go zobowiązuje.
Mówisz, że karma wraca? To dobrze, według tego Radny powinien dostać porządnego kopniaka. Jeśli nie, to będę musiała się zadowolić z „śmierci na 100 sposobów” z Noriakim w roli głównej, w myślach :D
Przyjmuje wytłumaczenie z Kakashim xD Uznajmy, że to wszystko wina strasu – nowe odpowiedzialne stanowisko. Bycie szarym shinobi moim zdaniem jest o wiele przyjemniejsze xD
Po tym co do tej pory przeczytałam, domyślam się, że cała sytuacja, w której są obecnie bohaterowie może się zmienić ze dwa razy ale lubię ten element zaskoczenia :D Ach, żeby kryminały też mnie tak częściej zaskakiwały :< A jeśli dostanę odpowiedzi w późniejszych rozdziałach to już w ogóle będę najszczęśliwszym człowiekiem :D
Bo ja miałam taki plan! Znaleźć słodkie oczka kotka, który będzie na Was patrzył i błagał, żeby do mnie zajrzeć XDDD
UsuńOkropne uczucie. To taka jakby utrata własnej cząstki tego, kim się było. Może jednak takie przerwy sprawiają, że dojrzewamy, mądrzejemy i jesteśmy zupełnie kimś innym? Dokończę opowiadanie, słowo!
Karma wraca, zawsze. Dlatego mam nadzieję, że to, co szykuję dla Radnego usatysfakcjonuje Cię w jakimś stopniu :3
Zrobię, co w mojej mocy, by jeszcze Was zaskoczyć! :) Kryminały czasem potrafią zaskakiwać, zależy jeszcze, jak wszystko jest przedstawione :D Chociaż też rzadko kiedy zdarza mi się otworzyć buzie ze zdziwienia xD
Kuuuuuuuuuuuurwa.
OdpowiedzUsuńKurwa, kurwa, kuuurwa.
Co Ty wyrabiasz, Nobie, co? :o
Nie mogę się otrząsnąć. W moich oczach kilkukrotnie zagościły łzy. To Twoja wina!
Nawet nie wiem, od czego zacząć i na czym skończyć ten komentarz, po prostu nie potrafię pozbierać myśli.
Życie Sasuke jest takie smutne. Począwszy od dziecięcych lat, znanych z mangi, aż do tego, co nam tutaj przedstawiasz. Opis tego, jak nie potrafił jej pokochać, dotarł do mnie tak głęboko... aż poczułam pewien rodzaj rozżalenia, którego nie potrafię nazwać.
Coraz bardziej nastawiam się tu na śmierć Sasuke, choć nie pociesza mnie ta myśl. To przez ten prolog, po prostu widzę to jako zakończenie tej historii. I naprawdę smuci mnie to, coś czuję, że jeszcze nieraz poryczę się przez tego bloga.
Nabrałam jakiejś sympatii do Eizo. Po prostu widać, że jest tylko i wyłącznie marionetką — aż zrobiło mi się go żal, do tego doszło współczucie. To Noriaki jest największą zakałą i śmieciem w całej tej historii. Oczywiste jest, że to on zabił żonę Eizo. Szkoda tylko, że ten zobaczył winę w Sasuke, ale cóż, biorąc pod uwagę okoliczności, trudno jest mu się dziwić.
Czekam na dalszy przebieg akcji.
I postaram się pozbierać po tym, co tutaj przeczytałam.
Nie wiem, jak ująć to w słowa, ale to, co ze mną robisz... jest smutne, piękne i dziwne jednocześnie.
Pozdrawiam ♥
OKEYLA! <3 Niech no ja Cię uściskam! Takiej reakcji to ja się nie spodziewałam! W ogóle miałam wrażenie, że rozdział mi nie wyszedł, a tutaj taka niespodzianka!
UsuńNigdy nie oszczędzam swoim bohaterów. Może to forma wyrzucenia swojego gniewu i cierpienia, a może po prostu jestem sadystką xD Jeśli będziesz jeszcze płakać, to na końcu opowiadania daj mi znać — w ramach rekompensaty prześlę Ci paczkę chusteczek ♥ Wiem, że prolog naprowadza Was właśnie na tą jedną, smutną myśl. Ponadto Sasuke wydaje się być w coraz gorszej kondycji... rozumiem Wasze rozżalenie.
JEST! Wreszcie ktoś polubił Eizo, chociażby w małym stopniu. Tak jak mówisz, jest tylko marionetką w rękach Radnego. Noriaki tak naprawdę ma wszystkich gdzieś, liczy się tylko tytuł, który pragnie nosić na piersi.
Nie wiesz, jak ująć to w słowa, a ja nie wiem jak ująć moje wzruszenie i radość na Twoją reakcję i Twoje przemyślenia. Dziękuję, po prostu ♥
Twoja twórczość to dobry towar. 8) Znikam z powrotem w cień, ale wiedz, że czytam wszystko.
OdpowiedzUsuńNiczym wzorowy stalker. Adios~!
OdpowiedzUsuńKlaudia ahahaha ♥ No siema ♥ Dobrze wiedzieć, że mam osobistego stalkera xD
Usuńjak sie nazywają piosenki, ktore leca w tle? piekne są<3
OdpowiedzUsuń