Pamiętasz, jak pewnej nocy
tuliłeś mnie do snu i szeptałeś do ucha nieprawdopodobne opowieści? Pamiętasz,
jak śmiałeś się wtedy, mówiąc, że słaby z ciebie bajkopisarz? Twoje oczy tak
pięknie błyszczały, a twój uśmiech przepełniał mnie całą. Tęsknię za tobą i za
takimi chwilami.
Tak wiele chciałabym zmienić.
Czuję, jak to cholerne poczucie winy ciąży mi na barkach coraz bardziej. Wspomnienia
są tak silne, że mam trudności z władzą nad własnym ciałem. Może tylko śnię?
Może to wszystko, co się wydarzyło, wcale nie jest prawdą?
Znowu tam jestem. W tę upalną
noc. W tym hotelu, w którym pragnęliśmy spędzić wieczór i poranek, naszą malutką rocznicę
bycia razem. Przygotowujesz cudowną kolację, stawiasz na stole moją ulubioną
lemoniadę zamiast wina, włączasz nasze piosenki i tańczysz ze mną, śmiejąc się
w głos z mojego poczucia rytmu, ale to ty go nie masz. I tak spieramy się ze
sobą, przekomarzamy jeszcze długo, aż nagle znika relaks, spokój i to
nieopisane szczęście.
Otwieram puszkę Pandory, snując
swoje domysły i dzieląc się z tobą moimi obawami. Szepczę ci na ucho, że czuję,
jakby ktoś nas obserwował i że na piętrze brakuje personelu i ludzi. Jest za
cicho. Chcesz otulić mnie mocniej swoimi ramionami, gdy nagle do pokoju wpada
trójka zamaskowanych mężczyzn. Czarne kominiarki zasłaniają ich twarze, a jeden
z nich trzyma w ręce nóż i rzuca się w naszą stronę, odpychając cię na ścianę i
docierając do mnie. Szarpię się, ale on sprawnie drze dół mojej ukochanej
sukienki i z potężną siłą rzuca na łóżko.
Chcesz mnie ratować, ale wtedy
pozostała dwójka szarżuje w twoją stronę, ale nie dajesz się im powalić. Kątem
oka widzę, jak się z nimi szarpiesz, nie spuszczając z oczu mojego oprawcy.
Dokładnie analizujesz sytuację i rozsądnie wykonujesz kolejne kroki. Ten
najwyższy próbuje cię związać jakąś liną, a wtedy mój napastnik przygniata mnie
całym swoim ciężarem i nie pozwala nawet drgnąć. Boję się, bo nie wiem, co chce zrobić. Zgwałcić, zabić? Ani jedno, ani drugie wcale mnie nie pociesza.
Przytrzymuje mnie bez słowa i spokojnie jednym, płynnym ruchem przejeżdża
ostrzem po moim lewym nadgarstku, by później wbić się nim w przedramię i powoli
wyryć litery na skórze. Wrzeszczę, czując piekący ból, gdy tylko nóż wchodzi w
skórę jak w masło i gdy widzę, jak pierwszą literą tego słowa jest litera „s”
jak suka.
— Sakura! — Słyszę twój
zrozpaczony głos, a zaraz potem ból jakby znika i mój oprawca ląduje na ziemi, i z hukiem upuszcza narzędzie
planowanej zbrodni. Oddycham ciężko, sparaliżowana i spoglądam na krwawiącą
literę na moim przedramieniu.
Okładasz go pięściami po twarzy,
zrywasz kominiarkę i rozpoznajesz napastnika. Natychmiast napinasz wszystkie
mięśnie twarzy nazbyt agresywnie. To on, prawda? Ten, którego wpakowałeś do
więzienia trzy lata temu za brutalny gwałt i morderstwo. Ten, który splunął ci
w twarz w sądzie i wyzwał mnie od szmat. Ten sam, który przez kraty obiecywał,
że się zemści, że pożałujesz. To on rok temu wyszedł z więzienia, dzięki wtykom
i to on próbował spalić cię żywcem na jednej z akcji. Po tym znowu wrócił do
więzienia, śmiejąc się, jak bardzo zniszczy ci życie. I właśnie teraz znowu konfrontujesz
się z tym ohydnym wybrykiem natury, który śmieje ci się w twarz. Widzę to,
Sasuke. Pragniesz go zabić.
Dwoje jego koleżków,
wykorzystując chwilę twojej nieuwagi i moją dezorientację, szarpią cię za
ramiona, a jeden z nich uderza tył twojej głowy pałką baseballową. Wbrew ich
oczekiwaniom nie upadasz, adrenalina daje ci takiego kopa, że nie odczuwasz
bólu i podduszasz tego sukinsyna, wbijając w jego szyję palce najmocniej jak
potrafisz. Widzę, jak ręką próbuje dosięgnąć noża, dzielą go raptem milimetry.
Popchnięta nieznaną siłą zrywam się z łóżka i kopię narzędzie w drugi kąt
pokoju, co przykuwa uwagę dwójki napastników. Ten pod tobą próbuje wysyczeć w
moją stronę „suka”, ale ty sprawnie mu na to nie pozwalasz, grożąc, że jeśli
powie znowu jedno słowo za dużo w moją stronę, to udusi go raz jeszcze, gdy
ten będzie już martwy.
Ten najwyższy biegnie w moją
stronę, widząc, jak próbuję dobrać się do telefonu na komodzie. Łapie mnie za włosy
i ciągnie w swoją stronę. Na nic moje szarpanie się, gdy ciska mną jak
szmacianą lalką do kąta. Obijam się o
ścianę i ledwo utrzymuję pion. Odruchowo osłaniam brzuch rękoma, a napastnik to
zauważa.
— Ej, chłopaki! Sukinsyn Uchiha
zapłodnił różową landrynę! — krzyczy do swoich i śmieje się w głos, poniżając
mnie jeszcze bardziej. Pokój zalewa rzewny śmiech, wygrywając nad tobą, gdy
swoją uwagę skupiasz na mnie.
Uderzasz głową jednego o podłogę,
ale drugi łapie cię mocno za ręce. Próbujesz się mu wyrwać, prawie ci się
udaje, ale tamten podstawia ci nogi i upadasz z hukiem. Ciągnie cię za włosy i
każe patrzeć na moje cierpienie, wiedząc doskonale, jak bardzo to cię niszczy.
Mężczyzna naprzeciwko mnie
wyciąga kastet i bez słowa nakłada go na palce. Śmieje się głośno, wręcz
obrzydliwie. Potężne uderzenie w podbrzusze, które mimo że zasłonięte rękoma,
powala mnie na kolana z krzykiem. Moje płuca wypełnia wrzask rozpaczy i przerażenia. Nasze
dziecko, Sasuke, DZIECKO!
I ty krzyczysz. Nigdy nie
słyszałam tak rozpaczliwego wrzasku, tak bezradnego. Płaczę.
W amoku rzucasz się na nich, nie
patrząc na to, co dzieje się wokół. A ten obleśny typ kuca przy mnie i dobiera
się do mnie, ale w porę odciągasz go ode mnie i z całej siły rzucasz nim o
ścianę. Pozostała dwójka próbuje cię powalić, ale ty walisz głową tego, który
skrzywdził nasze dziecko, uderzasz jego twarzą w ścianę raz, drugi, i potem
znowu.
R A Z.
D W A.
T R Z Y.
C Z T E R Y.
Uderzenie za uderzeniem, kręci mi się w głowie. Krew rozbryzguje się
na wszystkie strony, ściana płacze zalana juchą. Mężczyzna jest już
nieprzytomny, spod kominiarki wycieka krew i starte mięso. Mimo to, ty nadal
walisz jego głową o ścianę. Łapią cię w końcu, jeszcze długo obijasz im twarze,
wazony rozbijają się i podłoga tonie w szkle. Widząc jak upadam, blada, nagle
sam tracisz energię i siłę, i rzucasz się w moją stronę, ale oni cię
powstrzymują i biją. Krwawisz. Wymiotujesz, gdy kopią cię dwukrotnie w brzuch.
Mój kochany… błagam… nie…
Resztkami sił podnoszę się z
podłogi. Szukam otumanionym wzrokiem tego cholernego noża. Cicho próbuję się
doczłapać na koniec pokoju, a gdy trzymam go w ręce nie myślę, czy potrafię
wbić ostrze w czyjeś ciało, czy potrafię zabić. Z trudem powstrzymuję
przyspieszony oddech, mdłości i roztrzęsione ręce. Chowam rękojeść w dłoni i z
krzykiem rzucam się na oprawców.
Ten, który chciał wyryć na mojej ręce oszczerstwo,
idzie pod moje ostrze jako pierwszy. Popycham go na łóżko i wymierzam cios w
serce, ale mężczyzna łapie mnie za nadgarstki i próbuje zrzucić. Nie daję za
wygraną i spluwam na niego, wbijając kolano w jego krocze.
— Ja ci dam sukę, skurwysynie —
warczę i szybkim ruchem wbijam ostrze w pierś.
Patrzę na jego niemy wyraz twarzy
i wbijam nóż jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze raz. Ciskam nożem powtórnie,
siekam jak mięso, a krew obryzguje mnie całą i pościel. Krzyczę i krzyczę, w
desperacji i amoku tnę go jeszcze długo, aż w końcu przestaję, gdy ktoś szarpie
mnie za ramiona i rzuca na ziemię. Ostatni z nich długo turla się ze mną po
podłodze, gubiąc gdzieś kominiarkę. Uśmiecha się cierpko, będąc nade mną. I
nagle rozumie, co się stało. Uśmiech zastępuje strach. Ciało staje się
bezwładne, zrzucam go z siebie z trudem i oddycham ciężko. Metaliczny zapach
drażni moje nozdrza. Mężczyzna zaś leży z otwartymi w przerażeniu oczami i z
nożem w sercu.
Właśnie zabiłam dwóch mężczyzn,
by ratować ciebie i nasze dziecko.
Podnoszę się i na kolanach
przemieszczam w twoją stronę. Jesteś przytomny, ale oszołomiony, skarżysz
się na świst w uszach. Złamali ci pewnie niejedną kość, podbili oko i
uszkodzili kolano. Patrzę na ciebie przerażona, potem spoglądam na zakrwawione
ręce, które zaczynają drżeć.
— Boże… — szepczę, próbując
pojąć, co się właściwie stało. — Ja ich zabiłam… — Wyciągasz do mnie ręce, nie
ukrywając swojego strachu. — Sasuke, ja ich zabiłam…
Tonę w twoich ramionach, oboje
trzęsiemy się i płaczemy cicho. Próbujesz dać mi ukojenie, zamykając jeszcze
szczelniej w uścisku. Twoje serce bije jak oszalałe.
— Ja za to zmasakrowałem
człowieka i patrzyłem jak uchodzi z niego życie — mówisz chłodno, ale z żalem.
— Chciałem, by umarł. Chciałem go zabić i wcale tego nie żałuję…
Siedzimy na tej podłodze jeszcze
chwilę, wtuleni w siebie. Strach przeradza się w poczucie winy. Żyjemy, bo
zabiliśmy. Jak mordercy.
S K R U C H A.
— Shikamaru…
Budzę się w szpitalnym łóżku,
podłączona do kroplówki i masy innych, dziwnych urządzeń, włącznie z moim
brzuchem, który okalają jakieś kable. Spoglądam na śpiącego przyjaciela i ponownie wołam go. Budzi się,
niemal zrywając z krzesła. Posyłam mu słaby uśmiech, a on łapie mnie za rękę i
mamrocze coś pod nosem.
— Co z moim dzieckiem? — pytam
cicho.
Shikamaru milczy. Patrzy na mnie
smutno, a ja omal nie dostaję palpitacji serca.
— Dzisiejszej nocy będziemy
wiedzieć — mówi spokojnie, nie ukrywając swoich obaw.
Nasze dziecko walczy o życie,
Sasuke. Nasze maleństwo…
Nie mogę tak dłużej, nie
potrafię.
— Shika… — zaczynam powoli,
walcząc z własnymi wyrzutami sumienia. — Ja muszę ci coś powiedzieć…
Mężczyzna spogląda na mnie z tak
ogromną troską w oczach, że aż ściska mnie w gardle.
Przepraszam, Sasuke.
Dla Sasame Ka.
O jaaa! Miałam taką ogromną nadzieję, że nie tylko Sakura zrobiła coś złego, aaah! (brzydko z mojej strony, wiem) No i teraz rozumiem, tzn więcej niż na początku :). Ja to chyba wszystko za mocno przeżywam haha aż mi gorąco było jak czytałam! Bardzo mi się podoba ten rozdział, ale się dzieje! :D i podejrzewam, że będzie działo się jeszcze więcej!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Kas.
Jeśli takie emocje towarzyszyły podczas czytania, to pozostaje mi się tylko szeroko uśmiechnąć i zdradzić, że masz rację – będzie się działo! :) Cieszę się, że tak się podobało :*
UsuńDziękuję za komentarz, Kas ♥
Przeżyłam ten rozdział i chciała bym zaznaczyć, że moje oko zauważa duży postęp a mianowicie widać że slify nad tą formą idą w zastraszającym tempie i bardzo dobrze się tu odnajdujesz. Zazdroszczę! Fragment przed SKRUCHA mega! Normalnie odpadlam!
OdpowiedzUsuńRed, dziękuję! Bardzo radują mnie takie słowa, zwłaszcza, gdy ktoś zauważa jakąś poprawę i widzi, że w czymś dobrze się czuję. A idee fixe pisze mi się cudownie!
UsuńDzięki, dzięki, dzięki! ♥
ROZPIERDOLIŁAŚ MNIE PSYCHICZNIE TYM ROZDZIAŁEM.
OdpowiedzUsuńJA TU DŁUŻEJ NIE WYTRZYMAM.
WYCHODZĘ.
Ps. Zakochuję się w Twoim stylu coraz bardziej.
Pozdrawiam,
♥
Ej, dopiero teraz zauważyłam.
UsuńDZIĘKUJĘ ZA DEDYKACJĘ MOJA PEREŁKO ♥
♥♥♥
UsuńAle weź zostań, no q.q