Bo nienawiść zagłuszyła miłość
Od dwóch tygodni w Konoha panował
niesamowity spokój. Ludzie odbudowywali budynki, ale także relacje między sobą.
Sąsiedzi stali się zaskakująco uprzejmi względem każdego napotkanego człowieka.
Rozwydrzone niegdyś dzieci dojrzały i pomagały swoim rodzicom czy nauczycielom
przy ciężkich i wymagających pracach. Szpitale na nowo zaczęły funkcjonować,
pootwierano sklepy, zadbano o dowóz pożywienia i codzienne butle wody. Wydawać
by się mogło, że wojna zmieniła wszystko. Od początku do końca. Mentalność
ludzi uległa natychmiastowej zmianie jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki. Nie szerzono nienawiści czy bólu po stracie. Po prostu starano się iść
dalej, nie odwracając się za siebie już nigdy.
Naruto od dłuższego czasu przyglądał
się zachowaniu swojej przyjaciółki. Było coś, co bardzo go intrygowało. Po
wyjściu ze szpitala ani słowem nie wspomniała o Sasuke, ani razu się o niego
nie zapytała. Tak jakby wcale nie istniał. A właściwie tak jakby w ogóle nie
był ważny. Już nie chodzi o samo uczucie, które paliło jej serce, ale o sam
fakt, iż to był ich przyjaciel. I C H.
Sakura chodziła uśmiechnięta i
pełna sił, by leczyć ludzi w szpitalu czy po godzinach pomagać rozdawać żywność
mieszkańcom. Była tak zaabsorbowana pracą na rzecz innych, że może dlatego nie
pytała. Ale ten uśmiech był taki
prawdziwy…
Właśnie razem nieśli wielkie
butle wody, które mieli dostarczyć do gabinetu Hokage. Przez ostatnie pięć dni
trwały ważne spotkania dotyczące wyboru nowego władcy. Drużyna siódma cały czas
stawiała na Kakashi'ego. Był jedynym, doskonałym kandydatem na to stanowisko.
Nikt inny nie poradziłby sobie w tak kryzysowej sytuacji jak on. Właściwie
teraz koordynował całą Wioską i Anbu.
Zamyślony Naruto potknął się o
własne nogi. Butla wyleciała mu z rąk i poturlała się aż do nóg strażników,
którzy pilnowali bramy siedziby Hokage. Takie wydano polecenie. Mimo że wojna
już dawno się skończyła, wciąż gdzieś mogli czaić się wrogowie lub szpiedzy, a
ataku na siedzibę chciano jak najbardziej uniknąć .
— Brawo – śmiała się Sakura do
łez. Naruto mruczał coś pod nosem i powoli podniósł się z ziemi, gdy w tym
czasie Haruno podeszła do roześmianego strażnika i odebrała od niego butlę z
wodą. — Sama to zaniosę, cieniasie! — I zaraz zniknęła za grupą strażników.
Naruto nie zdążył nawet mrugnąć! Miała w sobie tyle sił…
— Panie Uzumaki — usłyszał za
swoimi plecami niski baryton. Gdy zerknął na mężczyznę przez ramię, zetknął się
z maską małpy na twarzy jednego z shinobi. — Sir Kakashi ma do pana pilną
sprawę i bardzo chciałby się z panem spotkać.
Naruto poczuł dreszcze na
plecach.
— Powiedz tylko gdzie.
Sakura weszła do gabinetu Hokage
bez pytania. Zastała tam Tsunade, pakującą swoje rzeczy do pudełka. Nim
zapytała o cokolwiek, postawiła butle na podłodze i podeszła do okna.
— Narady zakończone? — spytała po
chwili.
Tsunade wpatrywała się w jej
plecy z dziwną konsternacją na twarzy. Kiwnęła głową, mówiąc ciche „tak”.
Zerknęła na odłożone na biurku zdjęcie swojej dawnej drużyny i ze wzruszeniem
schowała je do pudełka, po czym zamknęła je i podniosła, kładąc na wierzch
paczkę papierosów.
— Wybrałaś Kakashi'ego, prawda?
I znowu to ciche „tak”.
Westchnienie wypełniło
pomieszczenie. Sakura odwróciła się i posłała Tsunade spokojny uśmiech.
— Cieszę się, że to już koniec —
powiedziała i odeszła od okna. Wzięła jedną z toreb byłej Hokage i przerzuciła
ją sobie przez prawe ramię. — Pomogę ci. Zawsze chciałam wiedzieć, jak
mieszkasz.
Tsunade zaśmiała się szczerze.
— Nie zaproponuję ci kawy, ale z
pewnością znajdzie się coś mocniejszego — parsknęła śmiechem i ruszyła do
wyjścia.
Całą drogę milczały. Żadnej nie
nasuwał się temat do rozmów, ale pasowała im ta cisza. Po tylu hałasach, które
towarzyszyły im podczas wojny, dobrze było po prostu trochę pomilczeć. Tsunade
jednak czuła dziwny niepokój. Coś się zmieniło w zachowaniu Sakury. Wydawała
się szczęśliwsza, ale nikt nie wiedział dlaczego. Wzbudzała tak duże
zainteresowanie, że ludzie zaczęli plotkować na jej temat.
Gdy tylko Haruno wróciła do
świata żywych, Naruto powiedział jej o zakrwawionych tęczówkach i zagubionym
spojrzeniu. W dodatku płakała we śnie, a słone łzy otuliły jej policzki. Tuż
pod lewą piersią miała średniego rozmiaru ranę, która jakby otwierała się na
nowo i wypluwała z siebie czarną posokę. Tęczówki przybierały kolory soczystej
zieleni, czerwieni, fioletu i czerni, a po tym wszystkim znowu straciła
przytomność i obudziła się dopiero następnego dnia, już zupełnie odmieniona.
Cieszyło ją, że jest w tak dobrej formie, ale cały ten opis Naruto bardzo ją
przeraził i od tamtej pory oboje starali się bacznie obserwować ją obserwować.
— Sakura — odezwała się, gdy już
doszły do drzwi małego domku z zapuszczonym ogrodem — chciałam zapytać, jak się
czujesz? Po ataku na szpital budynek zawalił się, przygniatając twoje ciało.
Jestem po prostu ciekawa, jak tam twoje kości.
Nie usłyszała. Sakura mruczała
pod nosem, zniesmaczona wyglądem ogrodu i obwiniała Tsunade o tak złe
traktowanie roślin. Kobieta była wręcz wstrząśnięta. Jedyne co ją interesowało,
to jej ogród!
— Sakura?
W
końcu na nią spojrzała.
— Pytałam, jak się dzisiaj
czujesz — powiedziała chłodno. W odpowiedzi dostała tylko ciepły uśmiech. — To
nie było przekonujące.
— Boli mnie trochę kość
piszczelowa, ale to nic. W końcu kawałek sufitu przygniótł mi nogę.
— Ale po za tym… wszystko dobrze?
Sakura wydawała się nie usłyszeć
pytania. Z n o w u. Tsunade nie
zamierzała ciągnąć tematu dalej, widząc jak jej myśli nadal krążą wokół
paskudnego ogrodu. Zaprosiła więc ją do środka i zaproponowała czyszczenie
dywanów, uzasadniając to „niemiłosiernym kurzem, który pewnie zaległ na nich
bardzo dokładnie”. Haruno bez wahania zgodziła się jej pomóc.
— JAK TO ARESZTOWANY?!
Kakashi uciszył blondyna gestem
ręki.
Siedzieli w jakiejś piwnicy,
prawdopodobnie w jednej ze szkół, gdzie mogli nocować bezdomni. Naruto gotował
się w środku. Gdy tylko Hatake poprosił go, by usiadł ponownie, zrobił to z
oburzoną miną.
—Jak mogłeś im na to pozwolić? —
spytał, zlany potem z wściekłości. — Przecież miał opuścić Konohę! Tak
ustaliliśmy! Powiedział, że odejdzie i nie postawi tutaj nogi dla własnego,
zasranego dobra!
— Anbu znalazło go kilka metrów
dalej od granicy. Siedział pod drzewem, jakby czekając na nich. Nie stawiał
się, bez szarpaniny dał się aresztować. Podobno był w wyśmienitym humorze —
spokojnie wyjaśnił, uśmiechając się lekko, czego Naruto nie zauważył, gdyż jak
zawsze miał na twarzy czarną maskę. —
Jestem pewien, że to zaplanował. On chciał zostać złapany.
Uzumaki schował twarz w
roztrzęsionych dłoniach. Nie tak to wszystko miało wyglądać!
— Sasuke musiał zrozumieć potęgę
swoich błędów — kontynuował Kakashi. — Wydaję mi się, że w końcu ruszyło go
sumienie i nie mógłby odejść tak po prostu.
To by go zniszczyło. Gdyby odszedł, Anbu i tak by go szukało. Całe życie
musiałby się ukrywać.
— ALE BYŁOBY TO LEPSZE OD
ŚMIERCI! — Naruto nie wytrzymał i zerwał się z krzesła, które przewróciło się z
hukiem na podłogę. — Miał odejść! Ukryć się gdzieś w jakimś cichym miejscu! I
żyć! On miał żyć!
Kakashi westchnął ciężko. I jemu
sytuacja nie była na rękę. W końcu traktował Sasuke prawie jak swojego syna.
Bardzo trudno było mu zrozumieć decyzję młodego Uchiha, ale uszanował ją.
Przyznał sam przed sobą, że zachował się jak bohater. Postanowił nie uciekać i
ponieść odpowiedzialność za wszystkie swoje krzywdy. To naprawdę ogrzewało
serce Hatake, ale również nie dawało spokoju. Gdyby odszedł, skazałby siebie na
samotną wędrówkę, co nie byłoby wystarczającą karą. Z drugiej strony obiecał
im, tak w końcu ustalili. Zyskali dla niego fałszywe dokumenty tożsamości,
wskazali miejsce, w które mógłby się udać i gdzie również mogliby się spotykać.
Złamał obietnicę, co zabolało Naruto, ale Kakashi w pełni go rozumiał. To już
nie był ten sam Sasuke Uchiha, co kiedyś. Wojna odcisnęła swoje piętno i na
nim. Poszedł po rozum do głowy i zdecydował.
— Jeszcze nic nie zostało
ustalone. Nikt nie powiedział, czy zostanie zgładzony. Decyzję musi podjąć
Hokage, którego obecnie jeszcze nie mamy — odezwał się Hatake, wstając z krzesła
i podchodząc do Naruto. Położył dłoń na jego ramieniu i spojrzał mu w oczy. —
Narady wciąż trwają. Sasuke nadal żyje.
Błękitne oczy błyszczały od
nadmiaru łez.
— Jeśli ty zostaniesz Hokage,
proszę, nie pozwól, by dokonano egzekucji. Przecież wiesz, że to nie jest kara
dla niego. On i tak już swoje wycierpiał. — Naruto płakał. Kakashi nie mógł
wydobyć z siebie słowa. Wpatrywał się w tego młodego chłopaka z roztopionym
sercem. On go kochał jak brata. Tak bardzo, że myśl o jego śmierci przyprawiała
go o druzgocący smutek. W jego oczach malował się strach na myśl o tym, że
Sasuke miałby zostać zgładzony. Na oczach wszystkich mieszkańców.
— Niczego nie mogę ci obiecać,
przepraszam, Naruto.
Odsunął się od niego. Nie
potrafił już na niego patrzeć.
— Jak to?
— To prawda, że ostateczny głos
należy do Hokage, ale jest to głos podsumowujący.
Uzumaki nie rozumiał.
— Jeśli Rada zdecyduje, że należy
podjąć drastyczne środki i lud również wyrazi na to swoją zgodę, Hokage, mimo
swojej władzy, musi przystać na decyzję ludzi, którzy mu ufają. Bez względu na
wszystko, Naruto…
Nie chciał słuchać. Na jego
niegdyś rozjaśnionej twarzy pojawił się nieopisany ból. Chciał jak najszybciej
stąd wyjść i spotkać się z Sasuke. Nic innego się nie liczyło.
— Chcę się z nim zobaczyć.
Zaprowadź mnie do niego.
Spotkanie wydało się bardzo…
skomplikowane. Dla Naruto było to coś strasznego – przechodzić przez lekko
oświetlony korytarz za strażnikiem, omijając mnóstwo cel po drodze.
Wielokrotnie jakieś zbiry zaczepiały go, łapiąc nogawki jego spodni lub
podstawiając nogę. Strażnik wydawał się tego nie zauważać, bo twardo pruł przed
siebie, uśmiechając się lekko pod nosem.
Sasuke znajdował się naprawdę
daleko. Podziemie było tak długie, że w pewnym momencie stawało się labiryntem
i bardzo trudno byłoby nie pomylić drzwi z lewej strony z tymi z lewej strony
po drugiej stronie korytarza. Uff, ciężka przeprawa.
Gdy w końcu dotarli na koniec
jakiegoś pomieszczenia, strażnik wyjął pęczek kluczy (już chyba piąty raz), bez
wahania włożył jeden z pierwszych, jak wydawało się Naruto, żelaznych kluczy i
otworzył drzwi. W pokoju była tylko jedna cela strzeżona przez czterech shinobi
Anbu, biurko, przy którym siedziało dwóch plotkujących strażników i jakieś
schody po lewej stronie, które prowadziły w mroczną otchłań; jeszcze niżej w
podziemia. Kakashi przekroczył próg jako pierwszy i poprosił Anbu o opuszczenie
pomieszczenia wraz ze strażnikami. Wszyscy zrobili to ze zniesmaczonymi minami,
zapewniając, że będą za drzwiami. Podziękował im i wyszli.
Sasuke siedział oparty o chłodną,
celną ścianę, wpatrując się w przeciwległą z obojętnym wyrazem twarzy. Nie
spojrzał na nich, nawet się nie poruszył. Oddychał ciężko, gdyż rany na klatce
piersiowej były dość głębokie. Mimo pomocy lekarza i ciągłych wizyt
pielęgniarek, rany nie chciały się goić. Tak jakby krew nie miała zamiaru
krzepnąć.
Był boso, w jakiś luźnych
spodniach, z gołym torsem, który ozdabiał wielki, już lekko przekrwiony bandaż.
Musiał zostać wymieniony jakąś godzinę temu, nie więcej. Czoło i lewo oko
również ozdabiały bandaże, tym razem nieco starsze, gdzieś sprzed dwóch dni.
Naruto przykucnął, łapiąc się
kurczowo zimnych krat. Patrzył na niego aż w końcu i on odwzajemniłby
spojrzenie, lecz niestety nic takiego nie miało miejsca. Kakashi postanowił
interweniować.
— Jak się czujesz?
Sam przed sobą przyznał, że jest
to bardzo głupie pytanie, bo przychodził tutaj codziennie pytać o jego stan
zdrowia i samopoczucie. Zawsze w odpowiedzi dostawał krótkie „bywało lepiej, no
i nadal żyję”. Tak było też i tym razem.
— Dlaczego to zrobiłeś? — spytał
roztrzęsionym głosem Uzumaki. — Dlaczego nie uciekłeś, tak jak ustaliliśmy? Po
prostu czekałeś aż cię złapią, kiedy ja wierzyłem, że jesteś już daleko!
Dlaczego?!
Sasuke uśmiechnął się jadowicie.
— Chciałem ci udowodnić, że
obietnice nic nie znaczą.
Nie takiej odpowiedzi się
spodziewał.
— Miałeś uciec i żyć. MIAŁEŚ
ZNIKNĄĆ!
— Miałem zniknąć z JEJ życia. Nie
wspominałeś nic o waszym — warknął. Chwilę później skrzywił się z bólu i
opuszkami placów pogładził bandaż na klatce piersiowej. Rany znowu się
otworzyły.
— Co to ma znaczyć? — wtrącił się
Kakashi, nieco zbity z pantałyku.
Uzumaki również nie zrozumiał.
Nie domyślał się, o co chodzi i chyba nie chciał przyjąć tego do świadomości.
Właśnie dlatego Sasuke na niego spojrzał. Jego kare tęczówki były zamglone,
przeszyte niesamowitym zimnem, w którym czaiło się jakieś niepokojące zło.
Można powiedzieć, że stary Sasuke powrócił, ale kiedy posłał uśmiech
zdezorientowanemu Naruto, wszelkie wątpliwości zniknęły.
— Przepraszam — mruknął. — Miałem
uciec, ale nie chcę być już dłużej tchórzem. Śmierć to jedyne co mi zostało,
nie mam już nic…
Masz nas, przemknęło przez myśl Naruto, ale nie wypowiedział tych
słów na głos. Chciał, by mówił. Chciał zrozumieć. Chciał wiedzieć, co zrobił
Sakurze, gdy ta prawie umarła.
— Wiem, że jesteście jedynymi
ludźmi, którzy zawsze we mnie wierzyli, ale wyrządziłem tyle krzywd, że nie
jestem już w stanie patrzeć na siebie w lustrze. Kiedy ogłoszą dzień mojej
egzekucji, będę najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Dołączę do brata i
cały ten koszmar wreszcie się skończy.
— Powiedz mi — wtrącił się
blondyn — co miałeś na myśli, mówiąc, że miałeś zniknąć z jej życia, a nie z
naszego… co zrobiłeś Sakurze?
— Wyrwałem jej serce. — Kakashi i
Naruto spojrzeli po sobie przerażeni, a gdy na usta cisnęło się pytanie „jak?”,
on kontynuował, gapiąc się na swoje stopy. — Miałem jej wynagrodzić wszystkie
cierpienia…
— To nie znaczy, że śmierć jest
tego najlepszym rozwiązaniem — skarcił go Uzumaki, burcząc pod nosem i
marszcząc czoło. Sasuke wybuchnął krótkim, nieludzkim śmiechem.
— To tylko część planu. — Wstał. Z trudem, ale wstał. Naruto również
powstał z kucek i zrównał się z nim. Uchiha był tylko dwa centymetry wyższy od niego.
Spojrzeli sobie w oczy. — Nie chciałeś, by cierpiała. Najlepszym sposobem na
zapomnienie o bólu jest zapomnienie o
mnie. Postarałem się, by wspomnienia o mojej osobie zostały wymazane, by
zapomniała, że mnie kocha. Chciałeś, by żyła swoim życiem. Pragnąłeś ujrzeć na
jej twarzy prawdziwy uśmiech. Jeśli nie pyta o mnie to znaczy, że zapomniała.
Nie czuje już bólu i nie wie, że kiedykolwiek jej serce biło dla mnie. Nie
pamięta, rozumiesz? Nie pamięta nic, co jest związane ze mną. Dla niej jestem
tylko zdrajcą. Siejącym spustoszenie. Demonem. — Naruto zapomniał oddychać.
Kakashi przestał mrugać. Sasuke tylko uśmiechnął się chłodno. — Powiedziałem
jej również, że to ty ją uratowałeś, Naruto.
— Naprawdę wyrwałeś jej serce… —
szepnął Kakashi.
Wyrwałem, pomyślał. Wyrwałem,
czyszcząc jej pamięć z wspomnień o mnie. W jej oczach jestem nikim więcej jak
zwykłym zdrajcą, który całe życie podążał za zdradą. Moja egzekucja nie poruszy
jej serca, nie poczuje nic, gdy będzie tak na mnie patrzeć. Nie poczuje nic,
kiedy ja przed śmiercią będę wpatrywał się tylko w jej twarz. Dała mi wszystko,
co odtrąciłem. Zasłużyła więc na spokój. Wystarczającą karą jest patrzenie na
kobietę, która oddała mi swoje serce. Nigdy tego nie odwzajemniłem, ale jak
odwzajemnić miłość, gdy w sercu panoszy się tylko nienawiść? Umrę i to mi
wystarcza. Nie chcę nic więcej. Śmierć
jest wszystkim, co zaspokoi moje poszarpane serce.
— Ona nie pamięta… dlatego o
ciebie nie spytała, dlatego jest taka… spokojna — Naruto mówił do siebie, kręcąc
z niedowierzaniem głową. — Ale to co zrobiłeś… ona nigdy ci tego nie wybaczy,
jak odzyska pamięć!
— Nie odzyska – żachnął się. —
Postarałem się o to.
Bo w momencie mojej śmierci, ona też umrze. Ale umrze w niej część
mnie, którą tak pokochała. Wtedy ta dziwna więź między nami pęknie i już nigdy
nie przypomni sobie, kim był Sasuke Uchiha. Dopóki żyję, szansa, że sobie
przypomni jest tak ogromna, że aż przerażająca. Nie mogę spać, bo widzę ją w
snach, a ona widzi mnie w swoich. Oboje wtedy rozmawiamy. Wchodzę do jej głowy
i staram się zrozumieć. I za każdym razem usuwam jej pamięć, gdy nastaje ranek,
i wtedy znowu nie pamięta nic, co ze mną związane. Muszę umrzeć, by zapomniała
na zawsze. Muszę umrzeć, by wreszcie poczuć się wolnym.
S A S U K E!
Tak trochę więcej
dialogów. Tak trochę naświetlam Wam sedno sprawy. Tak trochę dłużej. Tak trochę
akcja zacznie się nieźle rozkręcać w następnych rozdziałach i mam nadzieję, że
to, co się wydarzy, nie zostanie przez Was rozwiązane! :) Bardzo również
przepraszam, że taaaaak długo nie było rozdziału, ale studia studiami, więc
musiałam się skupić na sprawach nieco ważniejszych. Ale mam postanowienie na
Nowy Rok – pisać częściej! Tym bardziej, że już naszkicowałam sobie następną
historię, która pojawi się zaraz po tej (ale to jeszcze SPORO CZASU) :D
Tymczasem to tyle, dziękuję, że mimo iż jest tu parę osób, to wciąż są i
czytają <3 Dziękuję Wam i to dlatego ten rozdział jest dedykowany dla Was!
<3
Zajebiste ! *__* :* <3
OdpowiedzUsuńOjjjj! ^^ <3 Dziękuję :D
UsuńI wciąż będą! Ja na pewno, muszę poznać każdą następną część tego opowiadania, no po prostu muszę.
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny Nobie zaskakujesz i to tak bardzo pozytywnie, że pewnie nie zdajesz sobie z tego sprawy.
Teraz tylko mieć nadzieję na to, że Sakura tam wpadnie, ocali go przed tym. Może jej uczucia są na tyle silne, że wszystko pamięta?
Weny Nobie na nowy rok Ci życzę, a także powodzenia w życiu prywatnym i zawodowym. Dużo miłości i szczęścia oraz spełnienia wszystkich Twoich marzeń :D :*
Cieszę się, że tak Cię zaciekawiła, Blue! To zawsze daje mi satysfakcję, kiedy czytelnik z ciekawości zaczyna wiercić się na krześle, prosząc o więcej. Motywujące, haha :D
UsuńDziękuję za życzenia! I również z całego serca życzę spełnienia marzeń, miłości, ogrom weny, sukcesów i pozostania sobą! :) :**
O MATKO, MOJA NOBIE MA OPKO O NARUTO, A JA NIC NIE WIEDZIAŁAM. MUSZĘ NADROBIĆ <3.
OdpowiedzUsuńA NO CZEŚĆ! CIESZĘ SIĘ, ŻE WPADŁAŚ, SŁOŃCE TY MOJE! <3
UsuńO rany Nobie a ty nadal w Naruto i SasSaku, aż mi się łezka w oku kręci od wspomnień ;_______; !
OdpowiedzUsuńBLACK! Q.Q Jak to możliwe, że mnie znalazłaś, cóż za zaszczyt! :3
UsuńI tak, nadal w tym siedzę. Sentyment. Jak mnie złapało za gardło, to po prostu... jak widać, nie mogę się uwolnić q.q
Proszę o następny szybko ♥♥
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń