5.04.2020

Rozdział 15

W imię czego?


Wiedział, że zginie. Dokładnie taką opcję przewidywał plan, który poznał Yuto. Nie było planu B, śmierć miała być rozwiązaniem. To Noriaki miał zginąć, ale Sasuke dobrze wiedział, że zdrowie nie pozwoli mu wygrać tej walki, stojąc równo na dwóch nogach.
Wkradli się do Wioski dokładnie godzinę przed północą. Naruto z Hinatą obezwładnili strażników, a z pomocą rinnegana Sasuke udało się uśpić Konohę przynajmniej na piętnaście minut, by — gdy zwabiony w pułapkę — Noriaki był sceną dla ślepo zapatrzonych i zastraszonych mieszkańców. Zadanie było łatwe, wystarczyło jedynie wkraść się do gabinetu nowego Hokage i przyłożyć mu nóż do gardła, gdy spokojnie spał w swoim łóżku. 
Noriaki otworzył oczy, czując zimno nad sobą. Przerażenie i zdziwienie wymalowały się na jego twarzy. Zmarszczki pogłębiły się, miał ochotę rozpłakać się z bezsilności. Przecież na własne oczy widział jak ten barbarzyńca umiera w płomieniach! Był świadkiem tak trudnej śmierci, o jakiej mógł tylko pomarzyć... a jednak diabeł stał nad nim i wbijał swoje przekrwione oczy w jego, pełen chłodu i spokoju, którego mógł tylko pozazdrościć.
— Wstawaj — rozkazał niskim głosem. — Chyba że wolisz, aby wszyscy dowiedzieli się, jak potraktowałeś mieszkańców Osady, jak zniszczyłeś wszystko to, co kochał twój syn.
To było zapalnikiem, tak jak Sasuke przypuszczał. Noriaki był tchórzem, bał się, że wszystkie jego złe dokonania wyjdą na jaw, a przecież to młody Uchiha miał być tym złym — on miał pozostać cichym bohaterem Konoha. To nie mogło odwrócić się przeciwko niemu.
Ostrożnie się podniósł, wyciągając ręce w geście poddania. Nóż wciąż miał przyciśnięty do grdyki, gdy przełykał ślinę czuł nieprzyjemne mrowienie, wiedział, że ostrze skaleczyło już powierzchniowo skórę.
— Ubieraj się — ponownie nakazał Sasuke, odrywając narzędzie od gardła starca.
— Chcesz walczyć? — zadał to pytanie, chociaż i tak znał odpowiedź. Powoli wybierał ze swojej szafy ubrania, nakładając szaty — przeznaczone zgodnie z tradycją jego rodziny — do walki. — Przegrasz.
Wyjął z oszklonej szafki katanę ze zdobioną ręcznie rękojeścią. Kiedyś Yuto opowiadał historię przy ognisku, stąd Sauske wiedział, że ta broń była od lat w jego rodzinie do czasu aż ojciec przelał niewinną krew. Kiedyś w czasach wojny służyła do obrony rodziny, teraz została skalana na poczet nienawiści i ku czci władzy.
Idealnie pasowało tutaj powiedzenie po trupach do celu.
Sasuke uśmiechnął się trochę z przekorą.
— Zapewne — odparł tylko i zamknął oczy.
Rinnegan przeniósł ich w oka mgnieniu na pole walki. Noriaki nie wiedział, że publika stała tuż obok, oczekując pojedynku. Wszystko było iluzją, której zaślepiony starzec nie mógł ujrzeć. 
Nie wymieniali ze sobą zbędnych słów. Ruszyli na siebie w ciszy, katany zderzyły się ze sobą z głośnym zgrzytem, liczyła się siła, której Sasuke nie miał za wiele w swojej lewej dłoni. Tylko dlatego, że nieopodal była Sakura, podtrzymująca swoją chakrą jego zdrowie, mógł wojować. Noriaki o tym nie wiedział, więc zbyt pewnie odepchnął go od siebie, aby ponownie rzucić się z bojowym okrzykiem, gdy Sasuke w tym czasie zrobił unik, przerzuciwszy katanę do drugiej ręki. Jednym płynnym ruchem przeciął kolano starca na tyle, aby ten upadł.
— Chcesz się poddać?
— Kpisz sobie ze mnie?! — Noriaki trzymał się za kolano, które wcale nie krwawiło tak mocno. — Nikt mnie jeszcze nie pokonał, a już na pewno nie pozwolę, by taki śmieć jak ty spróbował mnie upokorzyć.
Uchiha parsknął śmiechem. Trochę go to kosztowało, poczuł lekki ból w żebrach, ale nie dał nic po sobie poznać. Mężczyzna mimo swych lat zerwał się z ziemi i wymienił z Sasuke kilka mocnych ciosów. Trwało to może dwie minuty, nim starzec ponownie upadł na ziemię. Uchiha nadgarstkiem starł krew cieknącą z kącika ust.
— Jesteś zerem, Noriaki — odparł chłodno. — Nic nie osiągnąłeś.
To była gra; chciał sprowokować mężczyznę do przyznania się do winy przed wszystkim ludźmi, którzy wciąż jeszcze byli pod wpływem rinnegana Sasuke. Mieli obudzić się dopiero po usłyszeniu prawdy.
Noriaki chyba jednak nie chciał grać w jego grę. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
Rzucił dwoma shurikenami, które Sasuke odbił zwinnie swoim ostrzem, nie spodziewał się jedynie, że Noriaki wykorzystał sytuację i klon klęczący na ziemi zniknął, a on sam pojawił się za młodym Uchiha i wbił mu katanę prosto w lewy bark. Początkowo nie poczuł nic, więc z półobrotu kopnął starca, który upadł dwa metry dalej z hukiem. Ból jednak nagle oblał ciało i ten jeden impuls pobudził Susanoo i włączył je do gry.
— Nie, nie, nie — szeptał Sasuke rozpaczliwie. — Nie tak miało być.
Susanoo zadrżało, fioletowa powłoka rozbłysła i już było wiadomo, że Noriaki tego nie przeżyje. Złapało mocno starca za głowę i podniosło do góry. Ten wił się i rzucał, machając bezwiednie nogami. W obliczu takiego demona był tylko nędznym robakiem. 
— Nie tak miało być! — wrzasnął Sasuke. — Susanoo, przestań!!!
Nie panował nad nim, lewa strona ciała była sparaliżowana przez ból; katana musiała  być nasączona jakąś trucizną, bowiem czuł jak mięśnie odmawiają posłuszeństwa. Na pewno nie było to spowodowane przerwaniem mięśni, coś w tym było albo on sam okazał się tak słaby, że to wystarczyło, by stracił kontrolę.
To nie mogło się tak skończyć, planem B okazała się więc Sakura, która opuściła zasłonę iluzji. W tym samym momencie lunął deszcz z taką siłą, że nawet Susanoo się zachwiało. Noriaki wciąż wrzeszczał przerażony, ale strach go sparaliżował. Mieszkańcy, jakby za sprawą świeżego deszczu, ocknęli się z mocy rinnegana, siła ta osłabła za sprawą uruchomionego Susanoo; Sasuke nie był w stanie kontrolować tylu istnień naraz.
— Już spokojnie — szepnęła, uruchamiając chakrę wokół lewego barku. Ból nagle mijał. — Weź głęboki oddech, a uda ci się odzyskać władzę nad Susanoo.
Uchiha westchnął jakby z ulgą. Odwrócił twarz ku Sakurze, ale widząc przerażenie w jej oczach, zrozumiał, że plan się posypał. Ludzie zobaczyli w nim potwora, krzyczeli i wyzywali, publicznie próbowali go zlinczować. A on sam ledwo stał na nogach.
Jedno oko już całkowicie zachodziło mgłą, krwawe łzy ściekały po policzku. Tracił czucie w lewej ręce. Mimo pomocy Sakury wiedział, że nie da rady. Musiał jak najszybciej zapanować nad Susanoo, nim urwie Noriakiemu głowę. Musiał wyznać prawdę przed śmiercią, inaczej Sasuke nie zazna spokoju i znów będzie musiał uciekać.
Odepchnął Sakurę tak mocno, że upadła z hukiem na kamień. Obiła jednak plecy, ale nie miała mu tego za złe. Nie chciał, żeby była w ogniu tej walki, bo oboje dobrze wiedzieli, jak ona się skończy. Niebieska chakra oplotła jego ciało, mieszając się z kolorem czerni, która zaczynała wżerać się w skórę. Jedno oko już całkowicie oślepło, sharingan wyblakł tak szybko, jak tylko zdążył je uruchomić na tę jedną chwilę, by zyskać czas. Noriaki zaczął krzyczeć. Słowa wylewały się z niego bardzo szybko, potok nie miał końca.
— Wygrałeś, wygrałeś! — krzyczał, gdy trudne do zrozumienia obrazy przeleciały mu przed oczami. — To byłem ja! — dodał jeszcze, kiedy Susanoo nagle drgnęło i uniosło starca ponad swój wzrok; wzrok Sasuke. — To ja zabiłem Kakashiego, to ja zamordowałem mieszkańców Osady i nie zawahałbym się zrobić tego po raz drugi!!! 
Tłum zamarł.
Uchiha, używając swojej chakry, przeniósł się do Susanoo, by patrzeć jego oczami na szyderczy uśmiech Noriakiego. Przyznał się do popełnionych zbrodni, ale miał z tego satysfakcję. Gdyby chociaż miał poczucie winy, może Sasuke nie dokonałby tak drastycznego morderstwa, może udałoby mu się odejść bez tej jednej śmierci na koncie.
— Siejąc postrach, ludzie zaczynają cię szanować. Znasz to z własnego doświadczenia — powiedział Noriaki. Głos mimo wszystko nawet mu nie zadrżał, gdy Susanoo kierowane rękami Sasuke sięgało ku jego szyi. — Tylko gdy robisz coś złego, ludzie zaczynają cię postrzegać. 
— Nie masz żadnych wyrzutów sumienia?
Pokiwał przecząco głową, cmokając przy tym głośno. 
— Gdybym miał, byłbym tchórzem, a ty i ja nie należymy do tchórzy. Czerpiemy własne korzyści i nie boimy się do tego przyznać. Jesteśmy tacy sami, Sasuke.
Młody mężczyzna kipiał ze złości, ale musiał to przyznać — byli podobni. 
— Ja będę tchórzem. — Ręka Susanoo zacisnęła się wokół gardła starca. Strach w jego oczach był już autentyczny i nieodwracalny. — Ty na zawsze pozostaniesz mordercą i tyranem.
Noriakiemu nie dane było powiedzieć już nic więcej. Sasuke zacisnął dłoń Susanoo mocniej na gardle starca i jednym, silnym szarpnięciem, urwał mu głowę. 
Cisza jaka przepełniała wioskę była ciszą odkupienia. 
Krew tryskała na boki, a zdziwione oczy starca wpatrywały się w Sasuke — nie w Susanoo, ale w Sasuke — z niedowierzaniem, a może i ulgą. Uchiha zaś opadł z sił. Ta jedna chwila sprawiła, że cała jego chakra, cała witalna siła uleciała, wyparowała, a on sam postanowił się w końcu poddać. Ta walka, mimo że krótka, kosztowała go wszystko.
Przymknął powieki tylko na kilka sekund. Susanoo zaczynało zanikać, a on w jego głębi nie spodziewał się, że zaraz upadnie na kamień, by dokonać końca swojego żywota. Upadał, zdawało się, w nieskończoność, a uderzył w tej samej chwili co ciało Noriakiego bez głowy. 
Dźwięk łamanych kości przeszył ludzi, którzy byli tego świadkami. Głuchy dźwięk omamił Sakurę, nie była w stanie wstać z ziemi. A Sasuke… cóż, Sasuke nie poczuł już nic.
Gdy tylko odzyskał przytomność, bardzo długo wpatrywał się w swoje krwawe odbicie w kałuży. Jedno oko tak mocno napuchło, że nie mógł już go otworzyć, drugie zaś walczyło z łapaniem ostrości, gdy rinnegan ostatecznie postanowił się zdezaktywować. 
Nie miało być łatwo. Nikt nie powiedział, że będzie musiał poświęcić czyjeś życie, by odebrać je Noriakiemu. Ból po stracie Kakashiego jeszcze nie zelżał, a już musiał pogodzić się ze stratą kogoś innego. Kogoś bardzo mu bliskiego. 
Uniósł wzrok i napotkał jej spojrzenie. Było przepełnione tak dużym cierpieniem, którego nie mógł znieść. To było niczym w porównaniu z fizycznym bólem, który rozszarpywał jego duszę na kawałeczki. Najgorsza w tym wszystkim okazała się bezradność. Nie mógł przecież poradzić nic na to, że powoli umierał.
Wzrok ponownie zwrócił ku swojemu odbiciu, by zdać sobie w końcu sprawę, jak marną egzystencjalną jednostkę przedstawiał. Nie było już odwrotu, nie było czasu na rozmyślanie, ale przed jego oczami pojawiły się wszystkie źle podjęte decyzje, zbyt wiele krwawych i przepełnionych przemocą obrazów, by tak po prostu móc zapomnieć. Podobno śmierć nie przeraża już tak bardzo, kiedy człowiek pogodzi się ze swoją przeszłością. Czy Sasuke podał sobie w końcu rękę? 
Zawsze mogłeś umierać sam — podpowiedziało słabo alter ego, a Sasuke po prostu uniósł kąciki ust i parsknął. Nie miał sił na wewnętrzny monolog, tym bardziej że jedyne na co miał teraz ochotę, to po prostu zasnąć. 
Zachłysnął się krwią, białko oka wywróciło się do góry i jakby przez moment Uchiha stracił kontakt z rzeczywistością. Niemal w zwolnionym tempie głowę odrzuciło do tyłu, a ramię zaczynało zsuwać się z wielkiego kamienia, na którym wylądował. Nim odpłynął na te pięć sekund, które wydawały się wiecznością, poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się po jego prawej dłoni. Ponadto nie czuł już nic, nie mógł poruszać nogami, rękoma, ciałem. 
— Proszę, nie — usłyszał tuż przy uchu drżący kobiecy głos. — Jeszcze nie, nie zostawiaj mnie, proszę. Zostań — mówiła szybko, panikowała, ale Sasuke z trudem trzymał się tego głosu. Nim się zorientował, odpłynął na chwilę w ciemność i nie słyszał już nic. Sakura potrząsnęła nim lekko, ponownie uparcie otaczając go leczniczą chakrą, ale widać było, że rany już nie chciały się goić, krwotoki nie ustępowały, a wnętrze po prostu obumierało. Nie było ratunku i dobrze o tym wiedziała. A mimo to resztkami sił próbowała jeszcze podtrzymać go przy życiu. Chociaż jeszcze przez tę jedną chwilę, by wszyscy mogli zobaczyć, kto tak naprawdę poświęcił się w imię Wioski. — Wytrzymaj jeszcze trochę — musnęła palcami jego mokre od potu i krwi czoło — proszę. Jeszcze tylko trochę.
— Sa… Sakura — wycharczał, odzyskawszy na moment przytomność. Zaraz zakrztusił się własną osoką, która zalewała już płuca. Drugie oko niestety zaczynało pokrywać się bielmem. Ostatni raz mógł przytomnie na nią spojrzeć i zrozumieć, że był głupcem całe swoje życie. W tej jednej chwili okazało się, że zobaczył najpiękniejszy obraz na ziemi i nie żałował niczego. — Dziękuję.
Kobiece łzy nie przestawały spływać po policzkach. Deszcz szumiał w uszach, uderzał o ziemię i ich ciała, przyprawiając o ból. Nie pozostawiał nadziei, nie zmywał z nich grzechów, doprowadzał jednak do większej rozpaczy. 


SZALEŃSTWO


Byłem sam.
Każda moja opowieść zaczynałaby się właśnie takimi słowami. Byłem sam.
Wokół otaczali mnie ludzie, którzy od zawsze stawali się jedynie tłem, cieniami marnej egzystencji, której jedynym celem było dokonanie zemsty. Itachi zrobił wszystko, by każdy uwierzył w to, że zabił z własnej woli. Nikt nigdy nie zapytał jednak, czy właściwie był na to gotowy. Później nikt nie spytał mnie, czy byłbym gotów oddać całe swoje życie w imię zemsty. Nie było pytania, nie było odpowiedzi. Skończyło się światło, odnalazła się ciemność. 
Byłem sam.
Przyjaźń z Naruto w dzieciństwie nauczyła mnie walki o swoje, ale nie przebiła mroku w sercu, które tak mocno pielęgnowałem. Każdego dnia, wstając z łóżka, próbowałem sobie wmówić, że w końcu przyjdzie ulga. Okłamywałem siebie, by gniew był silniejszy i doprowadził mnie do wymarzonego końca. Uzumaki nie zdołał przegonić mroku.
Dziwna relacja z Sakurą była złudną drogą. Chciała dać mi miłość, dziecięcą miłość, której ja nie miałem w swoich planach. Nie było miejsca w tym przegniłym sercu na coś innego niż zemsta. Liczyło się pomszczenie klanu, nie chciałem żadnego ciężaru. Ona niestety wtedy nim była. Jako jedyna spróbowała zatrzymać mnie w wiosce swoimi uczuciami, prawdą, za którą byłem wdzięczny. 
Tak naprawdę jedyne za co byłem wdzięczny to za miłość. Zasiała we mnie małą ilość czegoś zupełnie innego niż żądza krwi. Towarzyszyło mi to długo, do czasu aż w końcu dopadłem Itachiego i wraz z jego śmiercią straciłem całe swoje człowieczeństwo, które ta dwójka próbowała we mnie odnaleźć. 
Wojna — to był prawdziwy przełom. Po niej traciłem już zdrowie…
Wtedy znowu się zgubiłem. Po raz kolejny. 
Mordowałem, byłem asasynem na zlecenie. Dobrze mi płacono, nie zdradzano mojej tożsamości. Byłem królem własnego brudnego życia. Nie interesowały mnie pieniądze ani kobiety, jedyne na czym mi zależało to na przelewaniu krwi. Okazało się, że zepsułem się do szpiku kości i nie potrafiłem już normalnie funkcjonować. Stałem się zerem, niczym. Gniłem od środka. W dodatku zdrowie zaczynało dawać o sobie znać.
Osada była przypadkiem. Wędrówka w nieznane doprowadziła mnie do takiego miejsca, gdzie właśnie dokonywano czegoś okrutnego na klanie, na ludziach, którzy jedynie pragnęli spokojnie żyć. To był instynkt — przypomniało mi bowiem moją przeszłość i pragnąłem zaradzić tej rzezi, nieważne jak bardzo sam miałbym się pobrudzić i stracić.
Przyszedł moment na posklejanie swojego człowieczeństwa.
Pojawił się Yuto, który dał mi drugi dom, dostrzegłszy we mnie trochę dobra. To było wybawienie od całej tej ciemności. Znowu mogłem poczuć się jak mały chłopiec. Pomimo krwawych metod, uratowałem ludzi, którzy z wdzięczności otoczyli mnie swoją opieką i dali dom, który postanowiłem chronić.
Opuściwszy ich, nie stroniłem jednak od swoich starych nawyków. Później znowu pojawiła się nadzieja na moje niepełnosprawne człowieczeństwo, ale tę historię już znacie.
Po wielu próbach wreszcie przyszło katharsis. 
Katharsis w postaci śmierci.
Gdy przyszła do mnie, nie zadawała żadnych pytań. Tak jak wtedy, gdy nikt nie spytał mnie o chęć zemsty, tak i ona postanowiła milczeć. Była taka, jaką ją przedstawiali. Kostucha w czarnej pelerynie, otoczona zapachem zgnilizny. Oczodoły nie wyrażały nic, a ona sama była jakby smutna obowiązkiem kolekcjonowania kolejnej duszy do słoika. Mimo wszystko wraz ze swoim pojawieniem się, niosła niebywałą ulgę. 
Śmierć była prawdziwym oczyszczeniem. 
Niezrozumiałym, ale wciąż moim własnym katharsis. 
Wyciągała ku mnie kościstą dłoń, poczułem już chłod, który otulił moje ciało. Drgnąłem, chcąc ująć kostuchę i odejść, ale nagle ciemność uderzyła mnie w twarz, Kostucha rozmyła się w tym mroku i zrozumiałem, że znowu przegrałem.
— Głupcze — zabrzmiało echo. — To nigdy nie zmyje twoich grzechów. — Dyszkant i baryton mieszały się ze sobą, zapełniając moją głowę po brzegi. Czułem dziwny ból, który wywołał falę krzyku. — Nie jestem twoją odpowiedzią, nie jestem twoim wybawieniem. 
— Ale — zająknąłem się — ale w końcu przyszłaś po mnie.
— Przyszłam po twoją duszę, nie jestem twoim katharsis. 
Dialog powtarzał się w nieskończoność, Śmierć była nieugięta. 
— Zabierz cierpienie — prosiłem — zabierz ten ból.
— Twoja plugawa dusza zanieczyści moje królestwo — rzekła. Spojrzałem na nią, czułem jak z moich oczu lecą łzy, które były tylko soczystą krwią i moim końcem. Śmierć nie patrzyła na mnie z żalem, brzydziła się mną. — Tyle zła, tyle nienawiści, tyle kłamstw… — syczała. 
— Proszę… bądź moim katharsis. Zapłaciłem już za całe zło, umieram… zabierz ten ból, proszę — błagałem, bujając się w przód i w tył, klęcząc przed nią na kolanach i wyrywając sobie włosy z głowy. — Proszę.
Wielkie Uchiha błagał... błagał o śmierć.
Zastanawiała się. 
— Bierzesz mnie na litość — wysyczała znowu. — Litości nie cierpię.
— Czego chcesz? — warknąłem wściekły. Śmierć ewidentnie chciała pohandlować i moja żenująca postawa bardzo ją bawiła. Przedłużała moje cierpienie tylko dlatego, że się mną brzydziła. 
Szyderczy śmiech wrył mi się w czaszkę. Kostucha zawyła wściekła i szarpnęła mym ciałem raz, drugi, trzeci, aż w końcu nie czułem bólu.
— Dusza za duszę.
— Co masz na myśli?
— Zabiorę twoją plugawą duszę, by uwolnić cię od cierpienia — powiedziała. — W zamian jednak, by równowaga była zachowana, żądam świeżej, nieskalanej złem duszy. Czystej tak jak rosa o poranku.
Pokiwałem rozpaczliwie głową. 
Zgadzam się! krzyczała moja dusza. Zgadzam się!
— Dobrze — rzekła. — Gdy nadejdzie odpowiednia pora, przyjdę po twojego dziedzica i zabiorę go wraz z całym dobrem tego świata.
Byłem sam.
I byłem głupcem, który egoistycznie zgodził się na taki układ.
Kostucha zawyła, dotykając kościstymi długimi palcami mojej klatki piersiowej na wysokości serca. Po chwili zaczęło mnie ściskać tak bardzo, że aż straciłem dech. 


Usłyszała jego ostatni dech; był tak cichy i spokojny, dając do zrozumienia, że śmierć przyniosła w końcu ulgę. Bielmo jego oka wciąż się w nią wpatrywało, kąciki ust uniesione w lekkim uśmiechu zaczynały powoli opadać. NIe mrugał, nie oddychał, klatka piersiowa ostatecznie się już nie podniosła.
— Sasuke... — wyszeptała cicho, gładząc jego zimny policzek. Oczy pełne łez nie pozostawiały już żadnych złudzeń.
Szept szaleństwa w końcu ucichł wraz z jego ostatnim oddechem. Wioska zamarła.
Poświęcił siebie, poświęcił swoją duszę, by ludzie mogli wreszcie zrozumieć, że rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej, gdy inni pociągają za sznurki. Poświęcił swoje życie w imię prawdy, aby uwolnić ludzi od zła, które planowało się szerzyć. Sam był mordercą, doskonale o tym wiedział i żył z tą wiedzą przez wiele długich lat. Gdy ludzie obrzucali go błotem, wytykali palcami, wysyłali listy gończe i łowców głów, nie zmieniał się, ale w głębi duszy wiedział, że był zły. Nie chciał być jak Noriaki; byli podobni, kierowali się zemstą i w jakiś sposób cierpienie innych było dla nich zbawieniem.
Sasuke jednak odnalazł w sobie człowieka. Poświęcił się w imię wolności.
Odszedł w imię zemsty.
Odszedł… w imię…
W imię nadziei.
W imię miłości.
W imię przyjaźni.
W imię…
W imię czego? 
— SASUKE!!!
Wrzask kobiety pełen cierpienia i rozpaczy rozbrzmiał po całej wiosce — to był koniec. Koniec jego cierpienia. 
Serce nie zabiło już nigdy więcej.



Nobie says: Pisałam ten rozdział ze łzami w oczach. Zabierałam się za koniec tej historii tyle czasu, ale w końcu się udało. Za tydzień przedstawię Wam epilog. Szept dobiega końca, ale czy szaleństwo również?

4 komentarze:

  1. Okej, potrzebowałam kilku ładnych godzin na przetrawienie całego rozdziału.
    Wreszcie się ogarnęłam, więc oto przybywam z komentarzem, mimo że nie wiem co napisać... Myślałam, że po takim czasie będę wiedziała, ale chyba jednak się przeliczyłam. Cóż, musisz dać mi pięć minutek na ogarnięcie początku, bo potem pójdzie z górki.xD

    *mija pięć minut ale Ginny dalej ma pustkę w głowie*

    Fuck... Może zacznę od tego, że rozdział był dobry ale za krótki? Chociaż każdy rozdział spod twojej ręki zawsze był i będzie dla mnie za krótki, jednak ciiixD W końcu się doczekałam śmierci Noriakiego, tylko czemu aż tak łagodnie go potraktowałaś? Ja bym gnojowi nie urwała głowy, tylko nieśpiesznie zaczęła mu gnaty łamać i obdarła go ze skóry na żywca, a resztki spopieliła Amateratsu - brzmi brutalnie, ale on sobie na to zasłużył. No okej, już nie zrzędzę... Dobra, przyczepię się do jednego zdania - "Zadanie było łatwe, wystarczyło jedynie wkraść się do gabinetu nowego Hokage i przyłożyć mu nóż do gardła, gdy spokojnie spał w swoim łóżku.". To brzmi jakby łóżko zgreda stało w gabinecie Hokage a nie w sypialni.xD Osobiście sama się pójdę położyć do ciepłego i miękkiego łóżeczka po napisaniu tego komentarza.

    Cieszę się, że Susanoo w pewnym momencie przejęło stery, bo inaczej Sasek umarłby szybciej niż było mu to przypisane. Nawet nie wiesz jak wyłam z uciechy, gdy docisnęło tego starego pierda i ten puścił farbę. Szkoda, że w ostatecznym rozrachunku, że tchórz szedł w zaparte i twierdził, iż niczego nie żałował. Jeszcze miał czelność powiedzieć to na głos...! Po tym od razu zaczęłabym, co wyżej opisałam - tortury. No, ale niech już będzie ta urwana głowa... Wewnętrzny monolog Sasuke po walce złamał mi serce, tak samo jak reakcja Sakury na jego śmierć. I jeszcze to "Dziękuję"... Ajć, aż sama się poryczałam, co rzadko mi się zdarza!;;_;;

    Duży plus za streszczenie całego Szeptu przez Sasuke. Ciekawy zabieg, nie powiem. Myślę, że większość czytelników ten fragment zachęci do zapoznania się z treścią historii, bo mnie osobiście zachęcił do powtórnego przeczytania niej. Spotkanie z kostuchą... Przeszły ciarki, bo sobie wyobraziłam siebie jako Sasuke stojącego przed nią. O mój drogi Hokage, piorunująco przerażające doświadczenie, a jednocześnie ekscytujące! Co z tego, że jej krzywą mordę będę widzieć przez dobry tydzień zarówno w śnie, jak i na jawie?xD Wybacz, kostucha, nic do ciebie nie mam, ale urodą to ty w mojej wyobraźni nie grzeszysz...
    Czy ja dobrze zrozumiałam?! Sasuke miałby dziecko?! Dziecko, które sprzedał Śmierci?! Głupi czy chory?! Ja rozumiem, że chciał uwolnić się od cierpienia - większość tego gówna sprowadził na siebie sam, jednak przemilczmy tą kwestię - ale powinien chronić swojego dziedzica a nie pchać go w łapy Śmierci...
    Końcówka mnie zniszczyła, tylko tyle napiszę i podziękuję za uwagę.
    Nie, a tak na serio, rozdział cud, miód, malinki, orzeszki leśne i co tam sobie jeszcze życzysz. Tylko za krótki... Mam nadzieję, że epilog nie będzie krótki, bo się pogniewam, jednocześnie płacząc nad losem SasuSaku.
    Niecierpliwie czekam na epilog i Perfidię. W ogóle to przez jedną milisekundę myślałam, że dostaliśmy kolejny rozdział Perfidii a tutaj niespodzianka - dostaliśmy Szept! Nie, żebym narzekała, jest wręcz przeciwnie - ucieszyłam się bardzo.:D
    Pozdrawiam serdecznie!<3
    P.S. Przepraszam za brzydkie słowa i za ewentualną nieskładność komentarza, to przez silne emocje towarzyszące mi po przeczytaniu rozdziału.:c

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój...ciężko opisać słowami emocje, które teraz odczuwam. To po prostu nie fair. Życie Sasuke to po prostu nieczyste rozdanie, które na końcu przewiduje tylko śmierć.

    Tego szeptu nie da się zatrzymać. To błędne koło. Nowy dziedzic przybedzie na świat by móc odejść za swojego poprzednika.

    Cudownie Nobie, to cudowna historia.
    To ból i smutek, który wzbiera się im mocniej o dogłębnej myślisz o tej hisotrii.

    To coś magicznego co nazywamy czytaniem opowiadan.

    Epilog napewno będzie czymś mistycznym.
    Take your time. Prawdziwe dzieła potrzebują czasu.


    Kłaniam się nisko,
    Jesteś cudowna.

    Twoja Ann.

    OdpowiedzUsuń
  3. O jasna cholirka. Miazga.. tyle bólu ale nie przesadzonego i sztucznego. To takie naturalne, prawdziwe jakby działo się w mojej głowie. Czekam na ostatni rozdział. Wrzuć to wattpad tam też jest mnóstwo czytelników ^^
    Pozdrawiam Polly-chan ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzień dobry!
    Nobie, Nobie...wyobraź sobie wybuchający hydrant miłości, wyrzucający w górę masę serduszek <3
    Ciężkie to było, smutne też. Ale historia do lekkich nie należała. Jest mi pozytywnie smutno, jeśli mogę tak powiedzieć.
    Sasuke, Ty... Łobuzie eh. Dziecica hmmm?
    Na koniec rozdziału, w spotify włączyła mi się piosenka "Lonely" od Blanche. A teraz przy pisaniu komentarza "Only you". W punkt.
    Dziękuję jeszcze raz! Za twórczość <3 za bycie <3 i za zakończenie historii <3. Czekam na epilog.
    Pozdrawiam serdecznie!
    Kas

    Komentarz wyżej było o wattpadzie, a ja powiem o ao3, historia po angielsku miałaby jeszcze większe branie :D bo ludzie nadal chyba czytają SasuSaku, nie? Czy już nie to pokolenie? Wyszłam z obiegu trochę :D

    OdpowiedzUsuń